- Ross, wstawaj! - wrzasnął Riker, nie bawiąc się w uprzejmości - rusz dupę, bo się spóźnimy!
Otworzyłem lekko oczy, mrużąc je. Brat na szybko zapinał guziki od koszuli, jednocześnie próbując obudzić wszystkich domowników.
- Jeszcze pięć minut, mamo - mruknąłem, zakrywając się ponownie kołdrą.
- Ross, mamę to masz na dole. Robi naleśniki. A teraz wstawaj - pociągnął gwałtownie za rogi kołdry, próbując za wszelką cenę ją ze mnie zdjąć.
- Naprawdę muszę? - jęknąłem.
- Tak, obietnic się nie łamie.
- Ale czemu to tak wcześnie?
- Bo nie późno. A teraz wstawaj, leniu - rzucił we mnie poduszką, trafiając nią prosto w twarz.
- Cienka riposta.
- Wstawaj! - udając przerażenie jego okropnym głosem, wstałem z łóżka i skierowałem się do garderoby.
Stamtąd wyciągnąłem swoją biały t-shirt z nadrukiem oraz czarne jeansy. W łazience wziąłem prysznic i umyłem zęby. Nie miałem ochoty dziś na śniadanie, nawet jeśli są to naleśniki.
Naciągając na siebie ubrania, potknąłem się o próg łazienki i wyłożyłem jak długi na korytarzu. Ta moja świetna koordynacja ruchowa! A ta gracja!
- Ross, nic ci nie jest?! - krzyknęła mama z salonu albo kuchni.
- Nie, nic - odpowiedziałem i wstałem, otrzepując się z niewidzialnego kurzu.
Zbiegłem szybko na dół i przysiadłem się obok szybko jedzącego rodzeństwa. Riker normalnie łykał, by jak najszybciej wsiąść do auta i pojechać na te jakże wspaniałe przesłuchanie. Ciekawe tylko, czemu tak późno to zorganizowali.
- No w końcu - z przemyśleń wyrwał mnie głos najstarszego braciszka - wychodzimy, kochani. Nie możemy się aż tak brutalnie spóźnić.
Roześmiałem się pod nosem.
- Brutalnie? Riker, dla ciebie sekunda będzie brutalną śmiercią.
Spojrzał na mnie morderczo, co wywołało u mnie jeszcze większą salwę śmiechu.
- Wsiadajcie - zignorował moje emocje i zasiadł za kierownicą.
Pomachaliśmy jeszcze do matki, która postanowiła dziś zostać w domu i posprzątać przed przyjściem jakichś gości. Wolałem nie wnikać, bo nie raz zdarzało się, że próbowali mnie zeswatać z córką swoich przyjaciół. To trochę irytujące i słodkie, bo się naprawdę o mnie martwili, ale nie powinni wtrącać się do moich spraw. Przyjdzie czas i wszystko będzie dobrze. Choć w jednej dziesiątej tego szczęścia. Mam nadzieję...
- Co ty taki dzisiaj? - spytała z wielkim uśmiechem na twarzy Rydel, szturchając mnie palcem w ramię - jakiś zamyślony. Ten upadek poprzekładał coś ci w głowie?
- Wiesz co, Delly? - odwzajemniłem jej gest - jesteś bardzo miła.
- No ja wiem - zrobiła zarozumiałą minę i wybuchnęliśmy razem śmiechem.
Co jak co, ale byłem z nią naprawdę mocno związany. Przecież to ona mnie zawsze kryła przed rodzicami, najbardziej wspierała w trudnych chwilach i potrafiła zawsze rozśmieszyć. Moja siostra.
Już jesteśmy niedaleko szkoły. Zaraz się zacznie...
~*~
*Laura*
- Vanessa, nie zdążę! Chodź tu i mi pomóż! - jęknęłam bezradna, kiedy nieumiejętnie próbowałam wyprostować sobie włosy.
Ręce mi się trzęsły ze stresu, więc nie robiłam tego dokładnie.
- Jestem - powiedziała szybko i podeszła szybko, odbierając ode mnie urządzenie.
Ja w tym czasie mogłam poprawić swój lekki makijaż i swój ubiór.
Świetnie, przesłuchania do szkoły, o której marzę, a już zaspałam.
Miałam na sobie białą sukienkę do połowy uda z niewielkim dekoltem, a na nogach czarne balerinki. Z boku małą torebeczkę na ramię, w której miałam najpotrzebniejsze rzeczy.
- Już.
Zazdrościłam Nessie tego spokoju. Kiedy ja latałam jak głupia, szukając wszystkiego, co było na wierzchu i wywalając wszystko po drodze, ona była spokojna i opanowana, wybawiająca mnie z opresji. Jak jakiś superbohater.
- To już wszystko, Laura? - usłyszałam za sobą melodyjny głos Stephanie.
- Tak - mruknęłam do przyjaciółki - za chwilę wyjeżdżamy, tylko muszę coś jeszcze sprawdzić.
Wybiegłam z łazienki i skierowałam się w stronę mojego pokoju. Do torebeczki schowałam jeszcze mój telefon, który uprzednio wyciszyłam.
- Jestem gotowa. Chyba... - powiedziałam, kiedy zbiegłszy po schodach, stanęłam obok siostry, przyjaciółki i jej chłopaka.
Jacob od razu przypadł do gustu Vanessie. Był miły, szarmancki i taki wiecie no... fajny. Mówiąc językiem slangowym.
- Nigdy nie chciałem wierzyć w prototypy o długim szykowaniu się dziewczyn, ale patrząc na twój dzisiejszy wyczyn... - nie skończył, bo rzuciłam w niego poduszką wziętą z kanapy.
- Nie bądź niemiły - powiedziała blondynka - to moja przyjaciółka. Nawet jeśli czasami zachowuje się jak wariatka...
- Też chcesz dostać poduszką? - przerwałam jej wrednie.
Wybuchnęli śmiechem.
- Dobra, jeśli skończyliście żartować moim kosztem, to możemy już iść. Nie po to latałam i robiłam wszystko dookoła, żeby na serio się spóźnić.
- Ale...
- Idziemy - ucięłam jakikolwiek temat.
W samochodzie nie mogłam usiedzieć w miejscu. Cały czas się kręciłam i wierciłam, trzymając mocno w ręce nuty, aby mi nie wypadły.
- Na pewno dasz radę - słowa Van powinny mnie uspokoić, ale tego nie robiły.
Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej denerwowały.
- Dać ci radę? Kiedy będziesz w środku pomyśl, że jesteś sama. Że grasz dla siebie, a tam nikogo nie ma - powiedziała Stephanie z ciepłym uśmiechem.
Przełknęłam ślinę z trudem.
- Będziemy tam z tobą. Dosłownie i w przenośni. Będziemy mogli wejść na scenę.
Pokiwałam głową i przymknęłam powieki, oddychając głęboko.
Nie wiem, jak długo tak przesiedziałam, ale gdy już się wyprostowałam, dojechaliśmy na miejsce. Wątpliwości znów powróciły.
- Laura? Wysiadasz? - usłyszałam Jacoba.
- Jasne - wymamrotałam i stanęłam na równe nogi przed szkołą.
Gdybym była w szpilkach, zapewne bym się przewróciła. Nie z powodu widoku szkoły, tylko ze stresu.
Ale szkoła była naprawdę wielka i pełna uroku. Przed drzwiami wejściowymi, na głównym placu, kręciło się wiele osób w moim wieku i trochę starszych.
Budynek postawiony z brązowej cegły, przypominał raczej jakiś wielki dom, a nie szkołę.
Ale to też może być.
~*~
*Ross*
- Wiecie, że musimy patrzeć na wszystko obiektywnie? Talent, charyzma... - od dobrych dziesięciu minut Riker zanudzał, jak mamy oceniać startujących uczniów.
- Rik, robimy to co roku - przerwałem mu.
- Tylko przypominam.
Westchnąłem i zacząłem wpatrywać się w obrazy wiszące na ścianach.
Te miejsce nie przypominało szkoły, tylko jakieś muzeum. I to dosłownie!
- No to na tyle - starszy braciszek, który został nominowany do dyrektora tej szkoły, skończył swoją bezsensowną pogadankę.
- Już wchodzimy - powiedział ojciec i weszliśmy do sali przesłuchań.
Od końca roku szkolnego, gdzie odbył się uroczysty apel, nic się tu nie zmieniło. Wielka scena, a przed nią masa foteli obitych w czerwoną skórę. I tyle. Nic więcej.
Rozłożyłem swoje rzeczy na fotelu i obok niego, rozwalając się na nim.
- Ross, to nie konkurs rapowców, tylko przesłuchania do prestiżowej szkoły muzycznej. Ogarnij się trochę - pouczył mnie tata.
Ponownie westchnąłem i usiadłem, jak należy.
- Możemy już zaczynać?
~*~
*Laura*
Siedziałam na krześle w korytarzu, gdzie mnóstwo innych ludzi, i czekałam na swoją kolej. Stresowałam się co raz bardziej. Gdy w głośniku znów rozbrzmiał głos, zaciskałam nerwowo palce na kartkach z nutami, aż pobielały mi knykcie.
- Sandra Husherson.
Dziewczyna weszła do środka wraz z swoją matką (tak myślę, mają podobny wygląd) i chłopakiem (tak myślę, bo trzymali się za rękę!).
Po pięciu znów zatrzeszczał głośnik.
- Laura Marano.
Umm, naprawdę?
Z bijącym sercem i pocącymi się rękoma podeszłam do drzwi. Za mną kroczyła Van, która poklepała mnie po plecach, a z boku Stephanie trzymając za rękę Jake'a,
- Trzymaj się - wyszeptała blondynka.
Otworzyłam niepewnie drzwi i weszłam do środka.
~*~
*Narrator*
- Witam państwa - powiedziała cicho Laura drżącym głosem - to są pozostałe papiery, które miałam donieść.
Położyła na biurku kilka kartek.
- Laura, tak? - spytał Riker.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Możesz zaczynać.
Znów kiwnęła niepewnie głową i weszła schodkami na scenę. Powoli podeszła do fortepianu, rozkładając nuty.
Ross był zaciekawiony. Laura była kelnerką w restauracji, w której niedawno byli oraz miała identyczny głos do wczorajszej uciekinierki. Do tego podobne ruchy.
Z uwagą oglądał każdy jej ruch.
W sali rozbrzmiały pierwsze dźwięki muzyki symfonii Chopina. Jak zaczarowany wchłaniał każdą nutę wypływającą z instrumentu.
Po kilku minutach muzyka umilkła.
- Dobrze - powiedział głośno Riker, też zachwycony kandydatką.
Dotąd weszli tu tylko ci, którzy grali mało poważne rzeczy oraz byli za bardzo pewni siebie, przez co popełniali wiele błędów. Od niej bił strach i stres.
- Możesz teraz zagrać i zaśpiewać własny utwór.
Znów zaczęła wciskać odpowiednie klawisze, ale po chwili zjechała ręką tam, gdzie nie trzeba i się lekko speszyła.
- Przepraszam, popełniłam błąd. Mogę spróbować jeszcze raz?
Bała się. Bała, że nie przejdzie dalej. Że nie dostanie tej szansy.
- Oczywiście - powiedziała za wszystkich Rydel.
Wciągnęła powietrze i znów zaczęła grać. Potem dołączył jej głos.
I've been wishin' for somethin' missin'
To fill this empty space
To show the person behind the curtain
So you'll understand
Who I really am
The me that you don't see
Is praying there's a chance you still believe
Tell me that I'm worth it
I'll prove that I deserve it
And I can be
The me that you don't see
To be standing tall
No shadows at all
That's all I really wanna do
To be a circle of one
Stepping into the sun
Sharing the light that's here with you
I'm here with you
The me that you don't see
Is praying there's a chance you still believe
Tell me that I'm worth it
I'll prove that I deserve it
And I can be
The me that you don't see
- Doskonale! - na sali rozbrzmiały brawa.
Laura zarumieniła się i ukłoniła lekko.
- Dziękuję!
Już miała się odwrócić i zejść, kiedy zatrzymały ją słowa Rikera.
- Laura? Mówię to nieoficjalnie. Witamy w akademii!
Na początku nie docierały do niej żadne słowa, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko i zbiegła ze sceny.
- Dziękuję. Dziękuję bardzo.
Podbiegła do przyjaciół i siostry, rzucając się jej na szyję.
- Jeszcze raz dziękuję.
Gdy wyszli, Rydel spojrzała na ojca.
- Nigdy nie mów, że dziewczyna pracująca w restauracji nic nie osiągnie. Ona spełniła marzenia.
*********************************
Cześć :)
Rozdział jest długi i chyba dobry. No...
Nie będę nic przedłużać, bo to bez sensu.
Mam nadzieję, że się spodobał :)
Następny niedługo xd
Pozdrawiam.
Cudowny:-P
OdpowiedzUsuńKotku, masz rację, rozdział dobry, ale to za mało powiedziane, jest po prostu idealny! Kocham słowa Rydel na koniec ♥ Ross, nie chciał jeść naleśników? WOW!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;3
Zapraszam do mnie i Moniki, na napisany przeze mnie 12 rozdział: http://raurarealstory.blogspot.com/2014/06/rozdzia-12-in-that-world-no-one-is-late.html
Liczę na Twoją opinię w formie komentarza, myszko ♥ :) ;)
noooooooooooooooo rozdział idealny
OdpowiedzUsuńjeśli masz ochotę to zapraszam na mojego bloga
loveorhaterossilaura.blogspot.com
liczę na komentarz, może za obserwowanie
to twoja decyzja
czekam na rozdział, pozdrawiam
Super rozdział :**
OdpowiedzUsuńCzekam na next <33
W takim momencie? Ja chciałabym poznać ich opinie! Niech Laura przejdzie!! BŁAGAM!
OdpowiedzUsuńTo miło ze strony Delly, że pozwoliła Laurze powtórzyć!
Dawaj szybciutko next!
Śmiałaś obrazić koordynację ruchową i grację Rossa c': nwm, jak Martyna to przeżyła.
OdpowiedzUsuńNie 'prototypy' tylko 'stereotypy' . prototymy ti zupełnie inna rzecz xd
Laura w szkole.
YOLO,
Kichnięcie
I lecę dalej.