sobota, 14 czerwca 2014

04. Do you know what a pes­si­mist is? A per­son who thin­ks eve­rybo­dy as nas­ty as him­self, and ha­tes them for it.

*Laura*

Gdy tylko weszłam do pracy, mijając drzwi, poczułam znajomy zapach podawanego tutaj jedzenia, znajomy hałas pałętających się klientów oraz kelnerek.
Przeszłam kawałek drogi, wchodząc do kuchni i wieszając kurtkę na wieszak, posłałam Frankowi ciepły uśmiech, który natychmiast odwzajemnił.
- Cesc, Laula! - usłyszałam znajomy słodki głos i śmiech małej dziewczynki - tensknilam!
- Cześć Lola - pocałowałam córeczkę Maddie w policzek - też tęskniłam.
Dziewczynka wskoczyła mi w ramiona, mocno oplatając mi kark. Odwzajemniłam jej uścisk.
- Chces zobaczyc, co mamusia mi dala? - spytała, uśmiechając się lekko.
- Pewnie! - roześmiałam się - ta twoja mamusia to cię rozpieszcza.
- Pac - w oczach dziewczynki widziałam ekscytację i radość, kiedy pokazywała mi małą, różową różdżkę, pewnie kupioną w pobliskim kiosku.
Madison była samotną matką i nie umiała ulec swojej małej córeczce, w której jedynie miała oparcie.
Kobieta kiedyś ukryła przed swoim chłopakiem ciążę bojąc się, że ją zostawi. Jednak sprawa szybko wyszła na jaw, a Jason zdenerwował się na Maddie, że tak długo to przed nim ukrywała. Uważając, że tak będzie lepiej, a poza tym zostało podważone jego ego, zostawił je same. Powiedział, że nie chce być z kimś, kto mu nie ufa. Ja nie zamierzałam nigdy popełnić tego samego błędu, co moja starsza przyjaciółka.
- Wow, jaka ładna - uśmiechnęłam się szczerze - jaka wspaniała różdżka.
- Cześć - do kuchni weszła Madison - tu jesteś, ty mała uciekinierko.
Pocałowałam koleżankę w policzek.
- Wybaczcie, opiekunka mi całkowicie nawaliła na całej linii. Nie miałam jej z kim zostawić, więc wzięłam ją ze sobą.
- Smith nie ma nic przeciwko?
- Powiedziałam jej, że może mnie zwolnić, ale jedyną sensowną kelnerką tutaj jesteś ty, oprócz tej Emmy i Suzanne - dziewczyna wzruszyła ramionami - i że jeśli wylecę, poleci jej restauracja. No cóż, mam sensowne wytłumaczenie.
Razem z Frankiem wybuchnęliśmy śmiechem, a Lola przyjrzała nam się z niemałym zainteresowaniem.
- Z cego się smiejecie?

~*~

*Rydel*

- Ross, co ty wyrabiasz? - spytał ojciec wściekle.
- Próbuję zapić się na śmierć, abym jak wracał do domu potrąciła mnie jakaś ciężarówka i tak skończyłyby się moje męczarnie - odpowiedział z ironią, ignorując wściekłość i ból w głosie taty.
- Ross, co ty wygadujesz? - spytałam brata - masz nas. Wiem, że bardzo cierpisz i nie zrozum mnie źle, bo nie podchodzę do tego z ironią, ale to nie koniec świata.
- Ty nic nie rozumiesz.
- Wiem, nie rozumiem. Przyznaję ci rację. Ale staram się ci pomóc w każdy możliwy sposób. Nie rozumiesz tego? Nie widzisz? Cała rodzina jest dla ciebie oparciem i chce ci podać pomocną rękę, ale ty wszystko odrzucasz. Chcesz być sam? Proszę, nikt nie broni ci się wyprowadzić, ale po co utrudniasz sobie życie? - z każdym słowem, które wypowiadałam, wiedziałam, że choć w małym stopniu mam rację.
Okej, nie rozumiałam, jak to jest stracić kogoś bliskiego. Nie rozumiałam, jak to jest cierpieć przez duży okres czasu. Ale trzeba żyć dalej.
- Pomyśl teraz o tym, że Amy nie czuje już tego bólu, jaki czuła podczas całej morderczej choroby. Słuchaj, nie możesz się poddać, rozumiesz to? Amy by nie chciała, abyś stał się... kukłą, bez żadnych uczuć.
Ross na początku udawał, że go to nic nie obchodzi - patrzył przed siebie tępym wzrokiem, ale po chwili jego oczy zaszkliły się, a z nich poleciały gorzkie łzy.
Przytuliłam go z całej siły, a po chwili dołączyła do nas cała rodzina.
- Wybaczcie, ale... nie potrafię - wymamrotał słabo - to jest za ciężkie. Nie potrafię z tym żyć.
- Nie pomyślałeś, żeby znaleźć kogoś innego? - spytała mama - nie mówię, że masz zapomnieć o Amy, wiadomo, że zawsze będziesz miał ją w sercu. Ale najwidoczniej ktoś inny jest ci jeszcze przeznaczony.
- Słuchaj brat, musisz się ogarnąć przed jutrzejszym dniem. Mamy przesłuchania do szkoły, a ty obiecałeś mi, że mi pomożesz - zaproponował Riker - później możemy pójść na przykład na pizzę albo na imprezę.
- Żadnych imprez - oczy ojca miotały pioruny.
- Bez alkoholu - przyrzekł Riker - przypilnuję go.
Ross wyplątał się z naszych objęć i poleciał na górę. Po chwili usłyszałam szum wody, więc wywnioskowałam, że bierze prysznic. Po 20 minutach, kiedy siedziałam bez celu i oglądałam nudną komedię romantyczną, zbiegł na dół umyty, przebrany i w miarę uśmiechnięty.
- Wychodzę! - krzyknął.
- Gdzie idziesz? - spytałam.
- Na cmentarz. A potem postaram się poszukać jakiejś pracy.
I wyszedł.

~*~

*Ross*

- Cześć, Ams - wyszeptałem - wiem, że dawno u ciebie nie byłem, wybacz mi.
Postawiłem kwiaty na grobie i zapaliłem znicz.
- Po prostu... na pewno widzisz i wiesz, jakim jestem kretynem. Nie potrafię normalnie funkcjonować po twojej śmierci. Tak bardzo za tobą tęsknię - po moim policzku popłynęła łza - nawet nie potrafię tego wyrazić słowami, jak bardzo cię kocham i za tobą tęsknię. Czasami pragnę, abyś pomogła mi znaleźć kogoś, kto choć odrobinę pomógłby mi złagodzić ból po twojej stracie. Wiem, że pewnie to niemożliwe, ale mogłabyś? Chciałbym, żebyś mi pomogła. Wiem, że to nie w porządku prosić cię o to, ale ty na pewno jesteś szczęśliwa. Nie czujesz już bólu.
Usiadłem na ławeczce obok grobu.
- Nie czujesz bólu, ale ja tak. Naprawdę... nie chcę prosić nikogo o tą przysługę, nawet Boga, ale proszę. Pomóż mi.
No i kompletnie się rozkleiłem. Potrzebowałem kogoś, kto by mnie przytulił, pocieszył, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Potrzebowałem jej, ale jej już tu nie było.
Schowałem twarz w dłoniach i szlochałem. Nigdy nie bałem się płakać, nie uważałem, że łzy są oznaką słabości. Czasami każdy potrzebuje uwolnić swoje uczucia, bo trzymanie ich w środku może być szkodliwe.
Po kilkunastu minutach usłyszałem cichy głos i delikatną rękę na ramieniu.
- Wszystko w porządku?
Uważam, że to najgorsze pytanie, jakie można zadać człowiekowi w tym stanie, ale doceniałem dobre intencje.
Podniosłem głowę i widząc brązowowłosą dziewczynę, wytarłem prędko łzy rękawem.
- Tak.
- Na pewno?
Pokiwałem głową.
Między nami nastała chwila ciszy. Brunetka kręciła się trochę i czułem, że przybierała się do zadania pytania.
- To twoja dziewczyna? - wskazała na grób Amy.
Znów pokiwałem głową, bojąc się załamania własnego głosu.
- Naprawdę mi przykro. Mnie chłopak zostawił, kiedy okazało się, że nie chciałam iść z nim do łóżka. Teraz wiem, że to nie była prawdziwa miłość - w jej glosie słyszałem szczerość.
Tacy ludzie nie mogą żyć. Brzydziłem się nimi. Rozkochiwali w sobie dziewczyny, aby pójść z nimi do łóżka.
- Ostatnio go przyskrzynili w więzieniu - kontynuowała - próbował sprzedawać narkotyki. To nie ktoś dla mnie. Przepraszam, rozgadałam się trochę. Jestem Zoe - wyciągnęła ku mnie rękę, którą uścisnąłem.
- Ross. Może chciałabyś się ze mną trochę przejść?

~*~

No cóż, nie do końca o to mi chodziło, ale Zoe jest fajną dziewczyną. Chodziliśmy po mieście, zjadając kupione przez siebie lody i żartując trochę. Brunetka nie chciała zbyt bardzo mnie naciskać ze względu na mój stan duchowy. Ale można powiedzieć, że mnie pocieszyła.
Zupełnie jak Jessica.
Tęsknię za Jessy.
Kurcze, tęsknię za wszystkimi z Nowego Jorku. Niestety, przyjaciółka musiała tam zostać, kiedy my z rodziną Williamsów wyjechaliśmy do Los Angeles.
Z powodu rozpaczy zaniedbałem naszego kontaktu. Muszę się z nią skontaktować.
- Ross, jesteś ze mną? - spytała Zoe, machając mi ręką przed oczami.
- A, tak. Wybacz zamyśliłem się trochę.
Uśmiechnęła się.
- To było widać. Prawie wdepnąłeś w psie odchody.
- Serio?! - wybuchnąłem śmiechem.
- Tak - zawtórowała mi - gdybym cię nie pociągnęła za rękę, byś tam wlazł.
Tak się wzięliśmy za śmianie, że nie zauważyłem, że na kogoś wpadłem.
- Wybacz - wymamrotała brunetka, którą popchnąłem.
Pomogłem jej stanąć na nogi, a ona zakryła twarz włosami, więc nie mogłem stwierdzić, kto to jest. Ale podejrzewam, że ją znam. Coś było znajomego w jej ruchach.
- Nie, to ja przepraszam.
- Śpieszę się, dlatego nie patrzyłam pod drogę. Ale mam nadzieję, że nic się nie stało.
- Nie.
- To dobrze - widać było, że odetchnęła z ulgą - okej, ja muszę już iść. Może kiedyś jeszcze na siebie wpadniemy.
Uśmiechnąłem się.
- Mam nadzieję.
Jeszcze przez krótszą chwilę patrzyłem za oddalającą się nieznajomą, gdy myślami wróciłem do Zoe.
- Zoe, może pomożesz mi znaleźć jakąś pracę?
Mruknęła coś pod nosem.
- Znasz się na boksie?
- Hmm? - spytałem.
- Boks. Mam znajomych, którzy poszukują trenera do boksu. Nie wiem, czy to umiesz, ale tylko to na razie wpadło mi do głowy.
- Ćwiczyłem kiedyś boks, ale nie wiem, czy coś jeszcze pamiętam - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Możesz spróbować - wysłała mi pocieszający uśmiech - zaczekaj, zapiszę ci numer do Andrew'a.
Wyciągnęła karteczkę z torebki, a potem długopis. Napisała mi kilku cyfrowy numer telefonu.
- Ten pierwszy jest do Andrew'a, a drugi do mnie, gdybyś jeszcze kiedyś chciał się spotkać, bo już muszę lecieć - jakby na potwierdzenie swoich słów spojrzała na zegarek - też właśnie muszę się spotkać z nim. To mój aktualny chłopak.
Skinąłem głową.
- Do zobaczenia, Ross - Zoe cmoknęła mnie przelotnie w policzek i odbiegła.
A ja jeszcze długo się zastanawiałem, czy chcę znów wrócić do boksu.

~*~

*Laura*

- A więc to ty jesteś Jacob - uśmiechnęłam się szczerze, kiedy jednak zdążyłam na spotkanie ze Stephanie - kurcze, Steph nieźle ci ubyła w opisie. Jesteś przystojniejszy, niż mogłam wywnioskować z jej opowieści.
Przyjaciółka zarumieniła się lekko, a Jake roześmiał się.
- Mi też dużo o tobie opowiadała, Laura.
- Oj tam, daj spokój - Torres dała mi kuksańca w bok - albo to ty nie jesteś zbyt dobrym słuchaczem.
Prychnęłam śmiechem.
- Chyba żartujesz. W gimnazjum wygrałam konkurs na dobrego słuchacza.
- Tylko dlatego, że miałaś naprawdę słabą konkurencję!
- Ej, dziewczyny, nie zapominajcie o mnie. Ranicie moje ego - Jacob udawał rozczarowanie.
Zgodnie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Nigdy nie można mówić, że źle się można bawić z przyjaciółką i jej chłopakiem.
Jake'a i Stephanie łączyła inna relacja.
Nie chodziło o seks ani nic z tym związanego.
Chodziło o miłość, zaufanie i możliwość wygadania się.
I to się powinno dziś liczyć.

▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬

Cześć :)
Rozdział chyba długi, chyba ciekawszy niż poprzedni i chyba może się wam spodobać ♪
Zostawiajcie motywujące komentarze :)
Następny niedługo :)

PS. Raura już niedługo się spotka. A konkretnie w następnym rozdziale :d



8 komentarzy:

  1. Super rozdział :***
    Czekam niecierpliwie na next <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!! Czekam niecierpliwie na nexta!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się :) Historia się rozwija.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aloha myszko! :3
    Jejku, chciało mi się płakać gdy czytałam słowa Ross'a kierowane do Amy, to takie piękne *-* I jak Zoe pojawiła się koło niego i był opis, że to brunetka od razu myślałam, że to Laura, ale dobrze, że to nie ona. Zbyt pochopne zapoznanie Raury jest powoli nudne :P
    Rozdział wydaje mi się, że dłuższy od poprzednich z czego się bardzo cieszę ♥ Oby było takich rozdziałów więcej i niech będą jeszcze dłuższe :3
    No, to chyba tyle. Całuski ;*

    ~ Szanell ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Zarąbisty rozdział!!!
    Strasznie wciągnęło mnie twoje opowiadanie:D
    Super, że nie śpieszysz się z daniem Raury:) Widać, że masz wszystko przemyślane:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejkuuuuu...napisałaś idealny rozdział. Rozkleiłam się jak Ross mówił do grobu Amy..To było takie cudne,
    Dawaj szybko next!

    OdpowiedzUsuń
  7. NIE PŁAKAŁAM. HEL YEAH.
    Pierwsze 'spotkanie' Raury zaliczone. Ross w rozpaczy, ale już mu lepiej :')

    W bólu głowy spowodowanym jesienną chorobą kecę po rogala z masłem i zaraz wracam do nastepnego rossdziau.

    OdpowiedzUsuń