wtorek, 27 maja 2014

01. Because even though forgot about our world, wet from head to toe, do not lose hope.

Podkład :)

*Laura*

- Co podać? - spytałam znudzonym głosem kolejnych klientów w tej jakże ekskluzywnej restauracji w dzisiejszym dniu.
Brunetka w pięknej, obcisłej czarnej sukience wpatrywała się w menu, a mężczyzna w garniturze czekał na jej głos. Wow, jaki gentleman.
- Poproszę... - na te słowa otworzyłam notatnik z brązową okładką - poproszę puree ziemniaczane.
Wszystko zapisałam na kartce.
- A panu?
- Ravioli z grzybami.
Pokiwałam głową.
- Jakieś napoje?
- Lampkę wina - zadecydowała kobieta.
Znów skinęłam głową i wszystko zapisałam.
- Zamówienie pojawi się niedługo. Ja w tym czasie przyniosę państwu koszyczek z pieczywem.
Odeszłam powolnym krokiem w stronę kuchni.
Miałam dość już tej roboty! Gdyby nie to, że muszę nas jakoś utrzymywać, to bym dawno rzuciła tę pracę. Codziennie przychodzą tu napchani w portfelu ludzie i większość uważa się za lepszych, bo mam gorszą pracę. Ludzie, ja się jeszcze uczę! Mam czas na ułożenie sobie życia.
Tak bardzo chciałabym, żeby w końcu ktoś oprócz Vanessy i przyjaciółek potraktował mnie poważnie.
Od dzieciństwa uwielbiam muzykę i jazdę konną. Od niepamiętnych czasów te dwie czynności mnie uspokajały. Jeszcze za życia mamy jak byłam zła na rodziców, to biegłam w stronę stajni. Kiedyś mieszkaliśmy we wsi, a nie Los Angeles. Na myśl o mamie zacisnęłam zęby i mocno powieki, aby nie pociekły mi łzy. Musisz być silna. Pamiętaj.
Weszłam do kuchni i od razu poczułam wspaniałą woń. Frank jest fantastycznym kucharzem.
- Frank, raz ravioli i puree ziemniaczane - przekazałam mężczyźnie.
- Już się robi, Laura.
Frank jest nieco otyłym, ale fantastycznym kucharzem o wielkim sercu po trzydziestce. Można zawsze mu się ze wszystkiego zwierzyć, a on zawsze cię pocieszy.
Z cichym westchnięciem oparłam mu się o ramię i patrzyłam, jak kroi pieczarki.
- Ciężki dzień, co? - spytał z ciepłym uśmiechem, nie odrywając wzroku od czynności.
- Mhm - mruknęłam.
Jeszcze chwilę postaliśmy w ciszy (delektowałam się chwilą odpoczynku), aż nagle znowu usłyszałam irytujący głos szefowej w słuchawce.
- Laura, obsłuż stolik 17.
- Uch, zabiję Madison, obiecuję - jęknęłam.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- No cóż, jest ciężko, ale popatrz na to z tej strony, że wzięła sobie pierwszy dzień wolnego od kilku miesięcy.
- Nie zabraniam jej odpoczynku, tylko Smith mogłaby zatrudniać bardziej ogarnięte pracownice niż ona - wskazałam na nową kelnerkę, Emmę - przez cały dzień zamiast pracować obija się po kątach i tylko wszystkim szkodzi. Przez nią mam jeszcze więcej pracy niż wtedy, gdybym pracowała sama.
Frank znów się lekko uśmiechnął.
- Nie przejmuj się, jutro będzie już Maddie.
- No ja mam nadzieję.
Postanowiłam w końcu skierować się do stolika, który miałam obsłużyć. Wyszłam przez drzwi i poszłam w stronę dużej rodziny. Było dwoje starszych osób, pewnie rodziców i szóstka młodych, może w moim wieku. Widać, że rodzice nie próżnowali w nocy.
- Riker, nie możesz tak kierować szkołą - do jednego ze starszych blondynów skierował się ojciec - dajesz im za dużo luzu. Powinieneś trzymać ich na krótszej smyczy - usłyszałam.
- Wiesz tato, jak trudno kierować szkołą, kiedy uczniowie są prawie w wieku dyrektora? - na twarzy 'Riker'a' pojawił się grymas.
- To nie ma nic do znaczenia. Masz coś z tym zrobić.
Gdy podeszłam do stolika, cała rozmowa ucichła.
- Dobry wieczór. Cóż mogę państwu podać? - spytałam grzecznie.
- Dwa razy wołowinę, trzy razy ravioli i trzy spaghetti - normalnie wyrecytowała najstarsza blondynka.
- Stormie, pytałaś dzieci o zdanie?
- Po co, Mark? I tak zawsze zamawiają to samo - kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło - i osiem razy szklanka wody.
Zanotowałam wszystko w zeszycie, ukradkiem patrząc na Riker'a. Ciekawe, jakiej szkoły jest dyrektorem.
- Rydel, a pamiętasz, że obiecałaś mi żelki, jak zjem całą kolację?
Zachichotałam pod nosem.
- Rocky, zachowuj się - dziewczyna walnęła bruneta w ramię.
Blondynka miała na sobie śliczną czarną sukienkę w kwiaty z paskiem, a włosy uplecione w kłosa.
- Zamówienie pojawi się niedługo. W międzyczasie podam państwu koszyczek z pieczywem - powiedziałam automatycznie.
Gdyby każdy człowiek na świecie mówił jedno zdanie tak często dziennie, to by zwariował. Ja się już uodporniłam.
- Nie trzeba - zaprzeczył Mark.
- Ależ nalegam. A tak na serio, to szefowa nalega, ale jak państwo wolą.
- Mark, chyba nie odmówisz tej dziewczynie? Ona tak zarabia na życie - powiedziała pani Stormie.
- W sumie mogłaby pozwolić sobie na lepszą pracę.
No i proszę. Czy nie dawno coś o tym nie mówiłam?
Złość we mnie wezbrała niczym wulkan.
- Nie chcę być niegrzeczna - wycedziłam przez zaciśnięte zęby - ale nic pan nie wie ani o mnie, ani o moim życiu, więc proszę tego nie komentować. Tak jak mówiłam, zamówienie pojawi się niedługo, a ja przyniosę państwu koszyczek z pieczywem w międzyczasie - mój głos nie zmienił ostrości, a ostatnie zdanie powiedziałam z wielkim naciskiem.
Odwróciłam się i chciałam odejść, ale przed moimi nogami wywaliła się Emma, przy okazji wywalając na mnie sałatkę, a napój wylewając na klientkę, którą wcześniej obsługiwałam.
Nie ma to jak pierwsze wrażenie.
- Emma! - krzyknęła szefowa, wychodząc na chwilę ze swego biura - do mnie! Laura, posprzątaj to, co porozwalała - Smith dawała się we znaki dzisiejszego dnia.
Madison, wracaj!

~*~

*Narrator*

W czasie, gdy panna Marano sprzątała i przepraszała zdenerwowaną klientkę, przy stoliku Lynchów rozpętała się dyskusja.
- Mark, czy ty zawsze musisz robić nam wstyd? - spytała chłodno Stormie.
- Jaki wstyd?
- Dziewczyna wygląda na porządną, z ambicjami na życie. Nie szlaja się po nocy, nie ćpa i nie pije. Czy coś ci nie pasuje? Miała rację - nie znasz jej i nie masz prawa oceniać.
- Mama ma rację, tato - powiedziała Rydel - ile razy to już trafiłeś na klientów, którzy mieli kłopoty finansowe, zdrowotne albo z alkoholizmem? Przychodzili na spotkanie, z smród było czuć na kilometr.
- A według mnie trochę przesadzacie - odezwał się do tej pory milczący Ellington.
- Twoje zdanie się nie liczy - warknęła blondynka.
- No właśnie, Ell. Dobrze wiemy, że chcesz się przypodobać ojcu, bo chodzisz z Delly - rzekł Ross.
- Jesteśmy zaręczeni - odparł brunet, całując dziewczynę w dłoń - zależy mi na dobrych stosunkach z teściem.
- Jedzenie gotowe - usłyszeli nagle nawet znajomy głos przy głowach.
Wszyscy podskoczyli ze zdziwienia; dyskutowali tak zażarcie, że stracili rachubę czasu i nie rozumieli co się wokół nich dzieje.
- Tylko co komu? Zamówiła pani tak ogólnie - próbowała usprawiedliwić się Laura.
- Mi i mojemu mężowi wołowinę, Rylandowi, Rossowi i Rydel spaghetti, a Rocky'emu, Rikerowi i Ellingtonowi po ravioli - Stormie pokazywała po kolei wszystkich członków swojej rodziny.
Panna Marano porozkładała sprawnie wszystkim parujący posiłek, a obok szklanki wody.
- Laura, tak? - spytał Rocky - ładne imię.
- Hola, hola. Przystopuj, casanovo - Laura uśmiechnęła się - nie tak szybko. Najpierw zjedz, to może dostaniesz od siostry żelki. Smacznego państwu życzę.
Odwróciła się.
- A jeśli się już nigdy nie spotkamy?
Spojrzała przez ramię na Rocky'ego.
- To oznacza, że nie jesteśmy sobie przeznaczeni.
- Wierzysz w przeznaczenie?
- Może - pomachała chłopakowi przez ramię i skierowała się w stronę Franka.
Pani Lynch uśmiechnęła się szeroko.
- I właśnie taką chcę mieć synową. Chłopcy, próbujcie, może jest przeznaczona któremuś z was.

~*~

*Laura*

Po godzinie 20 mogłam w końcu odwiesić swój 'mundurek' i wyjść z pracy.
- Do zobaczenia, Frank! - krzyknęłam i wyszłam z restauracji.
Od razu uderzyło mnie zimne, rześkie powietrze.
Zarzuciłam torebkę na ramię i podbiegłam do krawężnika.
- Taxi! - machałam ręką jak wariatka.
Po chwili dojechało auto i stanęło obok mnie.
- Dziękuję - wysapałam, wsiadając - na Avenue Street 26.
Gdy kierowca ruszył, zaczęłam szukać w tobołku kluczy od mieszkania.
- A więc... - spojrzałam na siwiejącego kierowcę - pracuje panienka w tej restauracji?
- Po prostu Laura - uśmiechnęłam się - tak.
- Moja wnuczka od dziś tam pracuje.
- Naprawdę? Emma?
Mężczyzna pokiwał głową.
- Nie możesz mi powiedzieć, jak sobie radzi?
Powiedzieć prawdę czy skłamać? Zdecydowałam się na środek.
- Emma... jest nowa i radzi sobie nie najgorzej. Przyzwyczai się. Moje początki też nie były lepsze.
Uśmiechnął się ciepło.
- To dobrze. Emma jest trochę niezdarna i baliśmy się z jej matką, że sobie nie poradzi.
No cóż, gracją to ona nie grzeszy.
Potem zeszliśmy już na przyjemniejsze tematy.
Po pół godzinie dojechałam pod moją kamienicę. Zapłaciłam mężczyźnie i wysiadłam z samochodu. Wbiegłam po schodkach na górę i przekręciłam klucz w zamku. W klatce znowu wbiegłam po schodach i otworzyłam szeroko drzwi.
Weszłam do środka, rzuciłam na szafkę klucze i zdjęłam buty. Wchodząc do salonu zauważyłam Vanessę obmacującą się z jakimś gościem. O cholera, trzeba będzie odkazić, bo inaczej tam nie usiądę!
- Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziałam spokojnie, wchodząc do pokoju i rzucając na stolik gazety.
Para oderwała się od siebie, a Vanessa spaliła buraka.
- Cześć - powiedział chłopak - Vanessa dużo mi o tobie opowiadała.
- Naprawdę? - uniosłam brwi do góry - przezabawne, bo mi o tobie nawet nie wspomniała - powiedziałam, podnosząc głowę i rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Tristan, idź już - błagała siostra - przyjdź jutro.
- Tylko trochę wcześniej, to może zdążysz jej chociaż zdjąć bluzkę - posłałam Tristanowi złośliwy uśmieszek.
- Już się lubię.
- Serio? Bo ja ciebie ani trochę.
Ness posłała mi mordercze spojrzenie i pociągnęła chłopaka do korytarza.
- Wpadnij jutro.
Później usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
- Laura!

****************

Witam wszystkich :)
Nie będę się rozpisywała. Na blogu będzie się sporo działo, mam naprawdę dużo pomysłów.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i że ze mną zostaniecie.
Do następnego! ♥


poniedziałek, 26 maja 2014

00. A man can be des­troyed, but not de­feated

Podkład

Jest wiele ludzi na świecie, którzy każdego dnia zmagają się z własnymi demonami, problemami i bólem. Są one naszą codziennością. Nie mamy odwagi ani siły, aby stawić im czoło i je pokonać. Do tej jakże licznej grupy należą też Ross i Laura.
Oboje tych młodych ludzi przeszło już w swoim życiu piekło, codziennie zalewają ich nowe problemy, ale nadal potrafią się uśmiechać i normalnie funkcjonować.
Trudno, naprawdę trudno jest pogodzić się ze śmiercią bliskiej i ukochanej osoby, ale co się dzieje, gdy ta osoba sama odbierze sobie życie?
Oni oboje stracili osoby, które naprawdę szczerze kochali.
Ta jakże miła, czasami zabawna i smutna historia ukaże czytelnikom prawdziwe życie, przyjaźń, ważność rodziny i wsparcia w życiu, a nawet miłość. Ukaże, że że w prawdziwym życiu nie ma nic prostego i łatwego. Że w życiu nie można się poddawać. Że trzeba powstać i nieść innym ludziom siłę i ukojenie. Że trzeba walczyć. 

"Śmierć jest czymś łatwym - to życie jest trudne"

"Po każdym dniu pojawi się kolejny - lepszy" 



******************** 

Witam wszystkich :)
Uprzedzam, że nienawidzę i nie lubię pisać prologów, a ten za grosz mi się nie podoba. 
Nawet nie uwierzycie, ile weny mam na nową historię.
Będzie ona trochę inna niż poprzednie.
Zapraszam was do obserwowania, komentowania i oczywiście czytania ;)
Zapraszam was też do odwiedzania zakładki "postacie". Dodałam tam wszystkich, którzy będą występować w opowiadaniu.
Rozdział 1 dodam jutro lub w środę ☺
Do napisania!














niedziela, 25 maja 2014

Witaj świecie!

Może uznacie mnie za wariatkę, ale założyłam nowego bloga. No cóż, bardzo lubię pisać i nikt nigdy nie mówił, że nie jestem stuknięta :D
A więc - prolog pojawi się niedługo.
Zapraszam do czytania :)