Z niemałym zdziwieniem patrzyłem, jak grymas na twarzy naszego gościa zmienia się w uroczy uśmiech.
- Rossy - wyszeptała Zoe i podeszła do mnie szybkim krokiem.
Zarzuciła na mojego ramiona swoje ręce i próbowała się przytulić, ale nie mogłem. Ona miała chłopaka, a ja nie czułbym się dobrze, gdyby to przeze mnie zerwali.
Byłem obdarowywany zdziwionymi spojrzeniami mojego rodzeństwa, rodziców oraz rodziców nowo przybyłej. Ellis jednak była nieugięta i wręcz siłą zmusiła mnie, abym ją objął. Zrobiłem to na krótką chwilę.
Z przemyśleń została wybudzona przez swojego ojca, który za wszelką cenę próbował zwrócić na siebie uwagę. Nastolatka odsunęła się ode mnie z niemałym rumieńcem na policzkach i posłusznie powróciła do boku swojego rodziciela.
- Siadajcie do stołu - powiedziała mama, która najwcześniej się wybudziła ze zdziwienia - podano kolację.
Razem z pozostałym rodzeństwem zszedłem na dół. Rocky cały czas mruczał, stękał i ogólnie próbował zrobić, abym na niego spojrzał.
- Masz chrypkę? - spytałem idiotycznie - chcesz tabletkę?
Spojrzał na mnie krzywo.
- Jasne, jasne. Gadaj, skąd ją znasz?
- Ze cmentarza - odparłem krótko.
Posłał mi pytająco spojrzenie.
- Wiesz, to taka gnijąca panna młoda. Ćwicząc oświadczyny nałożyłem obrączkę, którą wziąłem chyba z kosmosu i nałożyłem jej na drewniany paluch. Zgodziła się. A teraz nie widać jej zgnilizny i smrodu, bo użyła mnóstwo dezodorantu i kosmetyków - zażartowałem - ogarnij się, Rocky. Spotkałem ją na ulicy i tyle.
- Daj spokój - warknął - spotykam i poznaję mnóstwo dziewczyn na ulicy, ale jeszcze żadna nie rzucała mi się na szyję.
- Ma się ten dar - zrobiłem brewki.
Prychnął.
Usiedliśmy do stołu i potem wszyscy, jak na 'huraaa' rzucili się na jedzenie. Nie obyło się bez krzyków, śmiechów, żartów i pobrudzenia ulubionej białej maty mamy. Nawet rodzice Zoe, którzy wcześniej wydawali mi sztywni i surowi, wzięli udział w 'zabawie'. Każdy wziął to, na co miał ochotę i zaczęliśmy jeść. Wszyscy ze sobą rozmawiali, jakbyśmy się znali od zawsze. Rydel chyba polubiła Zoe, ale nie tak bardzo, jak kiedyś Amy. Dla nas nikt już jej nie zastąpi.
Nawet się nie obejrzałem, a rodzice się odsunęli i zaczęła się bitwa na jedzenie. A zaczęło się od tego, że Ell kopnął Rocky'ego pod stołem w kostkę, mój brat oczywiście musiał odpowiedzieć, ale zamiast go odkopnąć, zrobił z łyżki armatę i trafił go prosto w nos ziemniakiem. Ratliff chciał mu oddać, ale niechcący trafił Rikera. Ten rzucił sałatką we mnie, ja kotletem w Zoe, a ta czymś tam w Rydel. Jedynie Ryland siedział dalej, udając niewzruszonego i próbując normalnie jeść.
Przez chwilę znów poczułem, jakbyśmy byli dziećmi. Ellington od dawna się tak nie zachowywał, bo stał się poważny przez swoich rodziców, którzy powierzyli mu firmę. Ku niezadowoleniu Delly, zaczął ją trochę zaniedbywać, ale się już pogodzili.
Po pół godzinie musieliśmy wszystko posprzątać, a gdy to zrobiliśmy, wszyscy rzucili się biegiem, aby jak najszybciej znaleźć się w łazience. Prychnąłem niedowierzająco, pociągnąłem Zoe na górę, do pokoju mojej starszej siostry i dałem jej jakieś ubranie na zmianę.
- Myślałam, że to ja jestem nienormalna - powiedziała rozbawiona, wyciągając sobie ziemniaki z włosów.
- Zdziwiłabyś się - uśmiechnąłem się, już bardziej pewny siebie z powodu braku obecności innych członków mojej jakże pokręconej rodziny - u nas takie rzeczy często się zdarzają. Ostatnio moi bracia urządzili wodną bitwę tylko po to, aby przypodobać się naszej koleżance. Innym razem Rydel przykleiła Rikera do kłody, kiedy byliśmy w lesie na ognisku. Latał z drewnem przyczepionym do tyłka przez kilkanaście minut.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
- Chciałabym, aby u nas w domu było tak zabawnie. Zawsze tam tak pusto i nudno, i cicho - wymieniała smutna - rodzice nigdy nie chcieli mieć dzieci. Ja jestem takim pieprzonym przypadkiem. No i chyba z czasem mnie pokochali, ale kiedyś to było piekło.
Westchnąłem.
- Chcesz, to mogę oddać ci wszystkich braci. Zdemolują ci dom w dziesięć minut.
Uśmiechnęła się lekko.
- Chętnie bym ich ze sobą zabrała, ale nie mogę.
Naszą rozmowę przerwała wchodząca do pokoju Rydel. Zdziwiła się naszym widokiem. Sama miała na sobie leginsy, jakąś tunikę, a na głowie zawinięty ręcznik suszący włosy.
- Dawałem Zoe jakieś twoje ubrania na zmianę - wytłumaczyłem, widząc jej pytający wzrok.
- Jasne - kąciki jej ust poszły odrobinę do góry - idź, umyj się. Wepchnij się do kolejki, bo tak to nigdy się nie umyjesz.
- Dzięki - powiedziała Ellis - jakby co, to będę przed łazienką. A tak w ogóle, gdzie ona jest?
- Znajdziesz ją bardzo prosto - odpowiedziała moja siostra - do jej drzwi prowadzi długa kolejka złożona z moich braci i narzeczonego.
Brunetka kiwnęła głową i wyszła z pokoju. Rydel patrzyła na mnie intensywnie.
- Co? - spytałem - mam coś na twarzy?
- Nie, nie - wytłumaczyła szybko - zastanawia mnie twoje zachowanie przy niej. Jesteś jakiś radośniejszy.
- To tylko koleżanka - wyjaśniłem zażenowany - poza tym ma chłopaka.
- Nie sugerowałam, że ma być kimś więcej.
No to sam się wkopałem.
- Idź, pomóż jej - powiedziała, kiedy usłyszała radosne śmiechy z korytarza - bo zaraz jej coś zrobią. I weź przekaż Ell'owi, że jestem w naszym pokoju.
Pokiwałem głową i skierowałem się na korytarz. Czułem na sobie wzrok Delly jeszcze przez kilka chwil, dopóki nie trzasnąłem drzwiami.
_
*Laura*
- Jak tam? - spytałam, przeciągając się.
- Nic - odpowiedziała krótko Stephanie.
Siedziałyśmy właśnie w Starbucksie na przedmieściach. Piłyśmy nasze ulubione kawy - moje latte, a przyjaciółki cappucino. Dziewczyna była ostatnio jakoś zdołowana, więc wyciągnęłam ją z domu.
- Steph, wiem, że coś się dzieje.
Westchnęła i upiła łyka kawy.
- Po prostu, jestem cholernie zazdrosna o Jacoba - wyznała - mam wrażenie, że się ogląda za każdą dziewczyną na ulicy. Dostaję paranoi - przejechała sobie ręką po twarzy.
- Nie przejmuj się - objęłam ją lekko ramieniem - słyszałam, że tak często jest w związkach. Pragniesz, aby żadna na niego nie spojrzała i żeby był tylko twój. To normalne.
- Chciałabym, żeby to było normalne, ale to jest już chorobliwa zazdrość. Przez to cały czas się kłócimy i jest co raz gorzej między nami. Boję się, że wszystko się rozwali.
- Dasz radę, jesteś silna. Wy jesteście silni - dodałam i trochę się od niej oddaliłam, siadając normalnie.
Spuściła wzrok w dół.
- Chciałabym, żeby było tak jak dawniej.
Teraz ja napiłam się swojego napoju.
- Po prostu staraj się opanować. Ignoruj ten głosik w sobie, który będzie ci kazał robić mu awantury i być o niego zazdrosną. Posłuchaj - złapałam ją za rękę, kiedy chciała odwrócić twarz w drugą stronę - jesteście nieszczęśliwi. Oboje. Musisz się starać to zmienić.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech.
- Masz rację, Laura. Dziękuję - pogłaskała mnie po dłoni - ale ja już muszę iść. Śpieszę się i muszę coś jeszcze załatwić.
Wstała na równe nogi, wzięła swoją torebkę, wypiła do dna swoje cappucino, pocałowała mnie w policzek i szybkim krokiem wyszła z kawiarni. Jeszcze przez chwilę słyszałam oddalający się stuk szpilek.
Kiedy wiedziałam, że przyjaciółki nie ma już w pobliżu i nie wróci, także wstałam, ale postanowiłam wypić latte po drodze. Zostawiłam pieniądze i wyszłam powolnym krokiem z budynku.
Szłam zatłoczonymi ulicami Los Angeles i delektowałam się lekkimi promieniami słońca. Dzisiaj nie było gorąco, za co dziękowałam Bogu. Miałam już dość czucia, że zaraz zemdleję, nierównego opalania się i w ogóle. Tak było lepiej.
Chodziłam znajomymi uliczkami, mijałam znajome budynki. Delektowałam się kawą i czułam się w końcu dobrze. Nagle usłyszałam znajome krzyki.
- Zostawisz mnie, kiedy ci na to pozwolę!
- Już cię zostawiłam!
Hola, hola, czy to nie głos Vanessy i Tristana? Czemu, do cholery, nikt nie reaguje? Ludzie dziwnie patrzą się w zaułek, skąd wszystko słychać, ale nikt nie pomoże mojej siostrze?
Cholera.
Przyspieszyłam kroku i zobaczyłam zapłakaną Van, którą szarpie ten pajac. Byłam wściekła. Miałam ochotę na niego wskoczyć, poćwiartować, spalić, zabić, ożywić i od nowa. Wydrapać oczy czy zadać mu więcej bólu. Moje oczy miotały błyskawice, kiedy chłopak natrafił na mój wzrok. I wtedy prychnął niepohamowanym śmiechem. Miał pecha.
- Zostaw ją - warknęłam.
Zaśmiał się złośliwie.
- To wytłumacz swojej siostrzyczce, że nie może robić, co jej się żywnie podoba.
- To wolny kraj - powiedziałam wolno i wyraźnie - puść ją.
Kiedy znów na jego twarzy pojawił się obrzydliwy uśmiech, podeszłam do niego i z całej siły go spoliczkowałam. Ręka mi drżała i pulsowała, a na jego policzku odbił się mocno czerwony ślad w kształcie mojej dłoni. Chociaż zaowocowało to tym, że puścił Ness, a ona mogła odejść od niego na bezpieczną odległość.
- Ty suko - wycedził.
W mojej głowie przewijało się mnóstwo myśli, jak mogę go unieszkodliwić. Mogłam złamać mu nos, kopnąć w krocze i mnóstwo innych rzeczy, ale każda nowa była co raz gorsza i podlejsza. W sumie, należy mu się.
Dziwił mnie mój zdrowy rozsądek. Powinnam się bać, że podchodzi do mnie, wściekły, jest na pewno dużo silniejszy ode mnie, ale się go nie bałam. Mózg funkcjonował mi sto razy szybciej niż zazwyczaj i pompował mnóstwo pomysłów.
- Nie podchodź do mnie ani do niej - powiedziałam dobitnie.
Mrugnęłam tylko oczami, a on podbiegł do mnie i próbował coś zrobić, ale, naprawdę przez przypadek, walnęłam go pięścią w nos. To była samoobrona, nie posiadałam wtedy ani odrobiny samokontroli.
Pociekła się krew, która przy okazji pobrudziła moją ulubioną bluzkę, którą miałam aktualnie na sobie. Jeszcze, nawet nie wiem czemu, wylałam na jego głowę gorące latte i
- Wisisz mi kawę - powiedziałam, złapałam siostrę za ramię i pociągnęłam w stronę wyjścia.
Spokojnie mogłyśmy wrócić do domu i nikt nie mógł nam w tym przeszkodzić.
_
*Stephanie*
Weszłam do mieszkania i rzuciłam klucze na szafkę. Nikogo, jak zwykle, nie było w domu, więc mogłam robić, co tylko chciałam. Z cichym westchnieniem usiadłam na kanapie w salonie, zdjęłam torebkę z ramienia i chwyciłam w rękę czasopismo, które leżało na stoliku. Nic mnie zbytnio nie zainteresowało.
Odłożyłam gazetkę i ruszyłam do kuchni. Po zrobieniu sobie kanapek i skonsumowaniu ich postanowiłam zrobić coś szalonego.
W pokoju przebrałam się do krótkich, dresowych spodenek i białej koszulki na ramiączkach. Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz, aby nikt, a zwłaszcza moi rodzice, nie mogli tu wejść, jeśli wrócą. Z szafki wyjęłam odpowiednią saszetkę, a z półki zdjęłam nożyczki. Stanęłam przed lusterkiem, przemyłam twarz lodowatą wodą i mogłam już robić.
Sama jeszcze nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło.
Usiadłam na podłodze, wzięłam żyletkę i zrobiłam pierwsze cięcie na nadgarstku. Krew spływała po moich dłoniach i kapała na podłogę, co przynosiło mi ulgę.
Pamiętam, że pierwszy raz się cięłam jak miałam dwanaście lat. Rodzice się na mnie wyżywali, w szkole prawie wszyscy wyśmiewali i nie wytrzymałam presji.
Te przykre wspomnienie spowodowało, że zrobiłam drugie cięcie. Jeszcze więcej krwi przed oczami.
Jacob. Cały czas mam wrażenie, że mu się znudziłam. Że powinno mnie nie być w jego świecie.
Po moich policzkach pociekły łzy i zrobiłam już trzecie cięcie.
Oddychałam spazmatycznie, łapiąc oddech.
Jestem do niczego. Nie potrafię spełniać swoich marzeń ani oczekiwań najbliższych. Tym razem zrobiłam ostatnie i najgłębsze cięcie. Pozwoliłam, aby żyletka bezsilnie opadła na podłogę z cichym brzdękiem. Płakałam, jak opętana, a krew wciąż ciekła. Miałam wszystkiego dość. Chciałam się zabić, ale wiedziałam, że mam dla kogo żyć.
Laura.
Rydel.
Vanessa.
Jake.
Freddie.
Wspomnienie mojego młodszego braciszka przydziało na moje usta niewidzialny, delikatny uśmiech.
Postanowiłam z tym skończyć. Wstałam z podłogi i przemyłam ranę zimną wodą, a potem zabandażowałam nadgarstek. Znów umyłam twarz i podniosłam wcześniej przygotowane rzeczy.
Nożyczkami zaczęłam obcinać włosy, aż były długości do ramion. Potem zaczęłam farbować swoje włosy na neonowy, różowy kolor. Kolejne pasma traciły kolorystykę blondu. Z głębokim westchnieniem usiadłam na wannie i musiałam czekać, aż będę już mogła normalnie się przebrać. Po chwili postanowiłam wszystko posprzątać. Włosy zebrałam do osobnej reklamóweczki, a papierem wytarłam zasychającą już krew. Wszystko wyrzuciłam do śmieci, w pokoju na fulla włączyłam piosenkę Imagine Dragons - Demons. Podśpiewując pod nosem słowa, weszłam do łazienki.
Po jakimś czasie mogłam już normalnie wszystko robić. Wzięłam do ręki telefon, stanęłam przed lusterkiem i postanowiłam zrobić sobie selfie z nowym, a jednocześnie starym, bo jeszcze kiedyś miałam różowe włosy, kolorem.
Później zdjęcie zrzuciłam na laptopa, zalogowałam się na twittera i dodałam te zdjęcie z podpisem :
" Chyba naprawdę zakochałam się w tym kolorze. Tym razem zostaje na dłużej "
***************************************************
Hej, hej, hej :3
Gorąco jak diabli, a ja siedzę w domu i parzę sobie dupę. A co tam :D
Nie wiem, co wyszło z tą Stephanie. Chyba za bardzo zainspirowałam się Demi i tak jakoś wyszło. Ale już od dawna planowałam, że to tak będzie, więc nie oceniajcie mojej chorej natury xd
Postaram się, aby w następnym rozdziale działo się więcej z Raurą :)
A teraz zwiewam jeść obiad. Do następnego (: xx
Jejku ^_^ Cudo *______*
OdpowiedzUsuńMoment ze Steph ;-; Jak możesz?!
Wiesz no co? Ty mi chcesz ją zabić?
Czekam na następny ! ^^
Genialny rozdział:)tak mnie wciągnęło że przeczytałam wszystko od początku:)masz talent do pisania:)z niecierpliwością czekam na nexta:D
OdpowiedzUsuńHaha, komentarz na szybko, ale w czasie. Uh, jest super, ale biedna Stephanie, niech pogada z Jacob'em, a nie robi sobie krzywdę :/
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! ^^
Czadowy! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńBoooski rozdział. *-* Laura to jest niebezpieczna ;o Ten Tristan powinien się jej bać... Ona kiedy ma obronić siostrę zachowuje się jakby z psychiatryka uciekła. Agresywna Lau jest fajna ^^ Szkoda mi Stephanie :( Ona powinna pogadać z Jacobem a nie się samookaleczać! ;( Ale ogólnie rozdział jest suuuuper! Czekam na więcej Raury! <3 ~ Kasia :)
OdpowiedzUsuńJednym słowem cudo.Kocham ten blog;)
OdpowiedzUsuńExtra <3 Czekam na next ^^
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdzialik bo się doczekać nie mogę?:)
OdpowiedzUsuńSteph, dziecino, co ty odwalasz...
OdpowiedzUsuńLaura jaka groźna xd