piątek, 4 lipca 2014

08. It is easy to forgive, harder to forget.

*Ross*

- Bardzo dobrze to robisz - powiedziałem zadowolony, stojąc obok mojego pierwszego 'ucznia'.
Chłopak walił w worek treningowy z całej siły, próbując przygotować się do starcia ze swoim wrogiem. Długa historia...
- Przydałoby się, gdybyś miał poważniejszego przeciwnika niż worek - roześmiałem się.
Victor przestał i spojrzał na mnie.
- Z kim? - spytał zasapany.
Wzruszyłem ramionami, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Zapewne ktoś by się znalazł. Luke! - zawołałem, kiedy w rogu zobaczyłem swojego nowego kolegę - miałbyś ochotę poćwiczyć trochę z Victorem? Powalczyć znaczy się. Ja bym go pouczał o wszystkich błędach.
Luke uśmiechnął się lekko.
- Jasne.

_

- Na pewno chcesz to zrobić? - spytałem z powątpiewaniem Victora.
Chłopak patrzył się na Luke'a, uderzając rękawicami.
- Tak - powiedział pewnie.
Wzruszyłem ramionami.
- Zaczynamy!
Rozpoczęła się walka. Mężczyźni poruszali się dookoła ringu, próbując wykryć słabe punkty przeciwnika. Luke próbował uderzyć Victor'a, ale ten zrobił unik.
- Atakuj! - krzyknąłem, kiedy uczeń po raz kolejny zamiast atakować uciekał - najlepsza obrona to atak.
Szatyn próbował uderzyć przeciwnika, ale teraz Sanchez zrobił dobry unik.
- Nie poddawaj się!
Stałem tam i dawałem wskazówki, a chłopak mnie prawie zawsze ignorował. Próbował robić wszystko samodzielnie. Znudzony usiadłem na krześle niedaleko.
- Cześć - z uśmiechem podeszła do mnie Zoe - jak tam, radzisz sobie?
- Na początku myślałem, że tak, ale teraz tak myślę, że dobrze, że Victora już jutro tu nie będzie. On mnie kompletnie olewa!
- Zdarzą się i tacy - powiedziała, jakby to było oczywiste.
Dla niej było. Pomimo, że wyglądała słodko i niewinnie, jej chłopak na pewno nauczył jej pewnych sztuczek, jak się bronić przed gwałcicielem. To od razu przypomniało mi o Laurze. Chyba ją zaproszę na naukę.
- Może i tak - spuściłem z niej wzrok, kierując go z powrotem na ring.
Nie wiem dlaczego, ale Laura mnie intrygowała. Jakby skrywała w sobie jakąś tajemnicę.


*Laura*

- Naprawdę?! - wybuchnęłam szczerym śmiechem.
- Tak, naprawdę - z wielkim uśmiechem potwierdziła słowa Jacoba Stephanie - udawał, że jeśli się z nim nie umówię, skoczy z mostu.
- Ooo, to takie słodkie - rozmarzyłam się.
Zawsze marzyłam o wielkiej miłości z super chłopakiem. Takim, który rozumiałby mnie bez słów, szanował mnie i kochał.
- No i zgodziłaś się - uśmiechnęłam się.
- Nie żałuję tego - wyznała i wtuliła się mocniej w chłopaka - teraz jesteśmy razem szczęśliwi.
Jacob przegryzł zabawnie wargę, na co blondynka zareagowała śmiechem. Po chwili cmoknęła go lekko w usta i usiadła z powrotem po turecku.
- Czekaj, na którą byliśmy umówieni z twoimi znajomymi? - spytała nagle.
Jake zastanawiał się chwilę, patrząc na zegarek.
- Na czternastą. Jest dwunasta. Mamy jeszcze chwilę czasu.
Zaciekawiła mnie ich krótka wymiana zdań.
- Jacy znajomi?
- Moi z Londynu - odpowiedział chłopak - przyjechali tu zaledwie trzy lata temu, a ja razem z nimi. I moją siostrą.
Torres spojrzała na swojego chłopaka ze współczuciem.
- Siostrą? - uśmiechnęłam się znowu, nieświadoma tego, jak te słowa mogą kogoś zranić - gdzie ona jest? Chcę ją poznać.
Zakochani wymienili ze sobą spojrzenia.
- Moja siostra... no cóż. Zmarła dwa lata temu na białaczkę.
Zrobiło mi się głupio.
- Naprawdę mi przykro - przyznałam szczerze - ja straciłam mamę. I ojca teoretycznie też.
- Nic się nie stało - posłał mi słaby uśmiech - a twoja mama?
Stephanie teraz mi posłała smutne spojrzenie.
- Kochanie, może chodźmy już się przygotować? Jestem pewna, że Laura chce wykorzystać dzień wolny też w inny sposób.
Przekazałam jej nieme 'dziękuję'. Naprawdę nie chciałam o tym rozmawiać. Najgorsze jest to, że mogłam coś zrobić...
Przyjaciółka pociągnęła chłopaka za rękę w stronę wyjścia. Ruszyłam za nimi.
- Dziękuję, że przyszliście. Na pewno Vanessa odbierze wasz podarunek - wspomnienie o spożywczym upominku od przyjaciół przywołał na moje usta uśmiech - i ogólnie dziękuję.
Steph odwzajemniła mój gest, przyciągając mnie do siebie. Wtuliłam się w nią. Po chwili objęłam szybko Jake'a i para wyszła z domu. Zamknęłam drzwi i ruszyłam powoli w stronę pokoju Van. Otworzyłam delikatnie drzwi.
- Jak się czujesz? - spytałam, wchodząc do pomieszczenia.
- A jak mam się czuć? - spytała retorycznie, pociągając nosem - nigdy nie chciałam, żeby facet mnie zdradził. I to na moich oczach!
Przyciągnęła do siebie mocniej kołdrę i rzuciła mokrą chusteczkę na szafkę. Zasłony od pokoju były zasłonięte, dlatego do środka nie wpadało światło.
- Jak to się stało?
- Olał mnie. Podeszła do niego jakaś tleniona blondi - znów pociągnęła nosem - i pocałowali się. Ignorując moje protesty gdzieś poszli, liżąc się dalej. Co miałam myśleć? Nienawidzę go!
- Vanessa, ty nie możesz tak dalej - powiedziałam po dłuższej chwili.
Odciągnęłam od niej kołdrę. Było to niemałym wyzwaniem, bo długo ze mną o nią walczyła. W końcu poleciałam razem z kocem na podłogę, lądując na tyłku.
- No co ty robisz? - spytała płaczliwie.
- Nie możesz tak żyć. Idź się umyj i ubierz normalnie - z niemałym obrzydzeniem spojrzałam na jej wytartą, starą i podartą piżamę - idziemy z nim porozmawiać. Musisz to zrobić - powiedziałam dobitnie widząc, że próbuje mi się przeciwstawić - bo inaczej będzie to cię dręczyło do końca życia. Zadzwoń do niego, umów się za jakieś dwie godziny.
- Ale Laura...
- Vanessa, już - powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Podeszłam do okien i gwałtownym ruchem odsłoniłam okno. Słońce wpadło radosnym, budzącym światłem do pokoju.
Ton nauczyłam się właśnie od niej i od mamy. Wiem, że mam to już wyćwiczone. Wiele razy się o tym przekonałam.
- Proszę, nie mogę patrzeć, jak cierpisz - dodałam, ciężko wzdychając.
- No dobra - powiedziała zrezygnowana, ruszyła swoje cztery litery z łóżka, wybrała jakieś ubrania i kosmetyki i wyszła z pokoju.
Uśmiechnęłam się.
- I tak ma być zawsze - powiedziałam szeptem i także wyszłam z jej królestwa.

*Ross*

Ucieszyłem się na wieść, że w końcu mogę wyjść z tego wariatkowa. Czułem się przez to miejsce taki nabuzowany negatywnymi emocjami. Czasami miałem wielką ochotę w coś uderzyć, ale tłumiłem to w sobie. Potem sam sobie powalę w worek treningowy, aby się uspokoić.
Wszedłem do domu, rzucając worek z moimi ubraniami w kąt. Odetchnąłem głęboko, zdejmując buty. Wszedłem do salonu, gdzie powitała mnie mama.
- Jak pierwszy dzień?
Uśmiechnąłem się.
- Nie było źle.
Spojrzała na mnie, dotykając mojego ramienia.
- Aż tak gorąco na zewnątrz, że jesteś taki spocony?
Spiąłem się.
- Tak - potwierdziłem.
Uśmiechnęła się ciepło i wróciła do kuchni, gdzie, co można było wywnioskować po zapachu, robiła obiad.
Nie mogłem się przyznać. Nie mogłem. Boks to była dla rodziców zakała. Kiedyś, jako młodszy nastolatek, miałem z tym niemały problem. Byłem wiecznie wściekły, na wszystkich się wydzierałem. Minęło. Teraz jestem innym człowiekiem, ale nie mogłem się przyznać rodzicom.
- Dzieci, obiad! - wykrzyknęła po kilkunastu minutach mama.
Wstałem z kanapy, na której siedząc oglądałem nudny mecz, i ruszyłem do jadalni. Tam już wszyscy pozajmowali miejsce. Zająłem swoje i zacząłem jeść.
- Jak tam w pracy? - spytał mnie ojciec.
Serio? Nie ma ciekawszych spraw niż gadanie o mojej pracy.
- A co może być? Było nudno. Po prostu zwykła praca w zwykłej restauracji.
Taa, piękne kłamstwo.
- Niedługo przyjdą Stephanie z Jacobem, więc jedzmy szybciej - temat ucięła Rydel, informując mnie o przyjściu znajomych.
Jake był moim przyjacielem od niepamiętnych czasów. To właśnie z jego siostrą chodziłem. A Stephanie jest jego fajną, ale czasami nadpobudliwą i zbyt radosną dziewczyną. Podobno poznał ją na jakichś wakacjach i coś tam... Nic specjalnie nie potwierdzonego.
Całe moje rodzeństwo zaczęło szybciej jeść.
- Serio, Riker? Ty też? - spytałem starszego brata.
Wzruszył ramionami.
- I tak nie odbijesz mu Stephanie. Jesteś zbyt głupi.
Kopnął mnie pod stołem, co skomentowałem śmiechem.
- I zbyt dziecinny. Myślisz, że jak mnie kopniesz jak dzieciak, to udowodnisz, że jest inaczej?
- Nie chcę mu odbić dziewczyny.
Prychnąłem.
- Taa, jasne.
- Skończ - warknął.
Znudzony przekręciłem oczami. Taa, to było moje nudne życie.

*Vanessa*

- Gdzie ma on być? - spytała mnie Laura.
- Tam - wskazałam jej palcem na ławkę przy fontannie w miejscowym parku - to było nasze codzienne miejsce spotkań. Tam właśnie się poznaliśmy.
Przypomniałam sobie tę radosną chwilę.
Biegłam po parku i płakałam. Miałam już dość swojego życia, porażek w sprawie miłości i związków oraz wszystkiego. 
Taranowałam przed sobą ludzi. Chciałam jak najdalej stamtąd uciec. Tak mnie poniżyli!  
Żeby już nikogo nie skrzywdzić, usiadłam na ławce pod płaczącą wierzbą, obok fontanny. To wszystko oddawało mój stan. Rozpacz, smutek, rozgoryczenie... poniżenie. Nienawidziłam ich. 
- Wszystko w porządku? 
Z jego ust usłyszałam najgorsze pytanie, jakie można zadać. 
- Nic nie jest w porządku. 
- Chcesz mi się wygadać?
- Nie - ucięłam krótko temat.
Nie znałam go. Nie miałam zamiaru mu się spowiadać z moich problemów. 
Pomimo tego wszystkiego, dałam się zaprosić na lody. Poznałam go trochę lepiej. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że nic o nim nie wiem. 
Nasz związek trwał niecałe dwa miesiące. Śmieć. 
Moje rozmyślenia przerwała siostra.
- Zobacz, przyszedł. Mam iść tam z tobą?
Znałam jej nadgorliwe reakcje. Bałam się, że podejdzie tam i go spoliczkuje, bo byłaby do tego zdolna. Ale należało mu się.
Pokiwałam nieśmiało głową.
Laura chwyciła mnie mocno za ramię i prawie ciągnęła w jego stronę. Tristan na jej widok nie był zbyt zadowolony.
- To miało być romantyczne spotkanie - powiedział z goryczą.
Miałam coś powiedzieć, ale zamiast tego brunetka prychnęła.
- Romantyczność. Wiesz chociaż, co to znaczy? - spytała go z wściekłością. Czułam to.
Spojrzał na mnie, nie wiedząc, o co chodzi.
A ja, zamiast jakoś zareagować, chowałam się za nią.
- O co chodzi?
Zignorowała jego pytanie.
- A było romantycznie w łóżku z... jak jej tam? Lizbeth, Anne... Kimkolwiek?
Zmarszczył czoło.
- Laura, spokojnie - zebrałam w sobie odwagę i ją uspokoiłam.
- Czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co chodzi?
Westchnęłam głęboko i przejechałam sobie ręką po twarzy w ramach uspokojenia.
- Zignorowałeś mnie na imprezie, gdy byłeś pijany. Odwzajemniłeś jej każdy pocałunek, a potem poszedłeś do zamówionego pokoju. Jak mam zareagować?
Wstał z ławki, chcąc mnie chwycić za dłonie. Odsunęłam się.
- Nie dotykaj mnie.
- Vanessa, to nie tak...
- Nie mów, że nie tak, jak myślę - zacisnęłam zęby ze złości.
To on mnie denerwował. Miałam ochotę go uderzyć.
- Wszystko widziałam na własne oczy. Ile to trwało?
- Co?
- Pytam, ile to trwało. Ten romans.
Spuścił wzrok.
- Miesiąc.
Wypuściłam powietrze z głośnym świstem.
- Ty śmieciu! Prawie tyle, ile my chodzimy!
Chciałam się na niego rzucić, ale ktoś mnie złapał za talię.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam męski głos.
Znowu? Miłosna historyjka od początku?
- Nie - powiedziałam twardo - proszę mnie puścić.
Zaczęłam się wyrywać.
- Riker, puść ją - usłyszałam teraz nieznany, damski głos.
- Właśnie - powiedziała... Stephanie?!
Odwróciłam się.
Zauważyłam Stephanie, Jacoba i nieznaną mi piątkę ludzi.
Tristan zdążył się ulotnić. Kompletny śmieć.
- Dzięki - Laura się uśmiechnęła - nie wiem, czy dałabym radę ją uspokoić.
- Dzięki, wiesz? - spojrzałam na nią z mordem w oczach.
Uśmiechnęła się uroczo i odwróciła wzrok.
- To jest Rydel, Ellington, Ross, Rocky i Riker - powiedziała siostrzyczka - widzisz, Rocky? Przeznaczenie jednak górą.
Laura razem z nim powiedziała "Yuhu" i przybili sobie żółwika.
- Spotkałam ich w restauracji.
Spoglądałam na każdego członka ich rodziny po kolei, a oni na mnie z niemałym zainteresowaniem.
- Charakterek po siostrzyczce, jak widzę - uśmiechnął się Ross.
Laura dała mu kuksańca w bok.
- Rodzina zawsze ważna.

****************************

YEY! Skończyłam :)
Długi? To dobrze. Ciekawy? Pewnie nie xd
Ale co tam, nie jest najgorszy. Kolejne spotkanie Lynchów z Laurą. Jak tam :)
Nie rozpisuję się, muszę lecieć z psem. Za ewentualne błędy przepraszam, nie mam głowy ich sprawdzać ☺
Do następnego ♪






5 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Czekam na next <3 3>

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział ♥ Życzę weny :) Czekam na nexta Zapraszam: nadzieja-jestzawsze.blogspot.com przypadek-niesadze.blogspot.com Pozdrawiam I niech moc będzie z Tobą ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie skomentowałam poprzedniego, wybacz xd

    Ross, coś ty nawywijał w młodości?
    Riker, czy ty cos ten teges...?

    OdpowiedzUsuń