*Ross*
Ze smutnym, a jednocześnie zdziwionym wyrazem twarzy wpatrywałem się w niewidzialny punkt na suficie. Nie mogłem pojąć, co się przed chwilą stało, a jeszcze bardziej tego, jak zareagowała. Wciąż brzmiały w mojej głowie jej słowa "Wybacz, Ross". Szczelnie zamknąłem oczy i próbowałem głęboko oddychać, chcąc jak najszybciej zapomnieć o moim rozczarowaniu.
Czuła dyskomfort. Nie była pewna, co teraz robi. Zaczęła oddawać pocałunki, ale nagle wszystko do niej dotarło i odsunęła się od chłopaka. Wciąż miała przyspieszony oddech i oparła swoje czoło o jego ramię.
- Co to właśnie było? - spytała - to nie powinno się wydarzyć, w ogóle.
- Ale Laura...
Nie dała mu nawet dojść do słowa.
- Pewnie teraz tego żałujesz - do jej oczu naszły łzy - zapomnijmy, Ross. Wybacz mi, Ross. Sądzę, że już muszę iść.
- Poczekaj - złapał ją za ramię - to było...
- Okropne, wiem - wyrwała ramię z jego uścisku - przepraszam, ale naprawdę myślę, że powinnam już się stąd ulotnić. To był instynkt - powtarzała sobie - to na pewno było z przemęczenia, prawda?
Nawet nie słuchając jego odpowiedzi, pokręciła przecząco głową.
- Do widzenia, Ross - powiedziała, zanim trzasnęła drzwiami od jego pokoju i szybkim, głośnym krokiem zbiegła na dół. Nawet nie zdążyła się pożegnać ze wszystkimi, jak zniknęła za zakrętem od domu. Biegła i chciała być jak najdalej od tego miejsca, od niego.
Co w ogóle ze mnie za facet? Nie potrafiłem jej przerwać i powiedzieć, że tego właśnie chciałem. Pragnąłem być bliżej niej. W ogóle, nigdy nie zrozumiem kobiet. Ona jest bardziej skomplikowana od Rydel!
Właśnie, mówiąc o niej.
- Ross! - wydarła się blondynka - co zrobiłeś tej dziewczynie?
Wpadła do jego pokoju jak strzała i wywaliła przy okazji kwiatka z doniczki, który stał na jego biurku.
- Uważam, że nic - nie miał ochoty na żadne rozmowy - nie zrozumieliśmy się w ogóle. Poza tym, Laura musiała szybko iść do domu, jej siostra ją potrzebowała.
- Kłamiesz - parsknęła i wysyłała w jego stronę gromy.
- A co chcesz wiedzieć? - warknął i podniósł się do pozycji siedzącej - że ją pocałowałem, bo chciałem, ale ona to źle odebrała i uważa, że nie chcę jej widzieć?! Że uważa, że tego nie chciałem, a to wszystko było z przemęczenia?! Jasne, nie zrozum mnie źle, ale mogłabyś widzieć coś więcej niż frajera, który podrywa wszystko, co się rusza, wliczając w to wiewiórki!
Najpierw jej oczy zrobiły się duże, a potem roześmiała się perliście i usiadła na jego biurku.
- Podrywałeś wiewiórki? Boże, Ross, jesteś strasznie głupi - wciąż się z niego perfidnie śmiała, a on nawet nie miał odwagi jej przerwać. Wydarł się tak głośno, że cały dom na pewno go słyszał i każdy miał z niego polewkę. Wstydził się wszystkiego, co tu zaszło.
Rydel się uspokoiła.
- Jeśli chcesz ją odzyskać, nawet w ramach tylko przyjaźni, musisz się postarać, a ja ci w tym niestety nie mogę pomóc. To musi być coś mega romantycznego i odjechanego, brat. Ona kocha romantyków.
- Skąd o tym wiesz?
- No cóż - zamachała nogami - ja zamiast podrywać wszystko, co się rusza, wliczając w to wiewiórki, słucham ludzi, którzy do nas przychodzą.
Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech i rzucił w nią poduszką.
Nie wiedziałem, jak mogę się zrelaksować. Wszędzie, gdzie było legalnie, miałem ochotę iść z NIĄ. A impreza odpadała, nie mogłem tam pójść. Jedynym wyjściem była siłownia, gdzie mogłem wyżyć swoją złość i przy okazji popracować, zarabiając dodatkowe kilka groszy.
Do plecaka wziąłem sportowe ubrania i zszedłem na dół.
- Idę się przejść - oznajmiłem rodzinie i zanim zdążyłem wyjść widziałem, jak siostra posyła w moją stronę serdeczny uśmiech - nie idę do niej - powiedziałem ostro i zamknąłem za sobą drzwi.
Mocno padało, momentalnie się zachmurzyło, jakby wszystko chciało odzwierciedlić mój nastrój. Szedłem szybkim krokiem w stronę swojej pracy, chciałem być tam jak najszybciej.
Już po kilku minutach minąłem biurko jakiejś sekretarki, nie wiem, po jakiego grzyba w siłowni sekretarka, ale podobno jest dobra w łóżku, dlatego tu pracuje i coś zarabia. Wolałbym o tym nie wiedzieć.
- Cześć, Ross, odstawiłeś księżniczkę do pałacu? - spytał mnie rozbawiony Luke.
- Cześć - burknąłem - tak, odstawiłem.
- Co, okazało się, że ma drugiego i bachorka i cię wystawiła? - wciąż ze mnie kpił.
- Zamknij się - rzuciłem - i tak wiem, że ją wcześniej spotkałeś i na nią lecisz.
- Skąd...? - zbladł.
- Gdy wychodziła, z jej kieszeni wypadł twój numer. Wątpię, żeby sama o niego poprosiła, bo na jej zaufanie trzeba zapracować.
- Łatwa jest - wzruszył ramionami, a ja nie wytrzymałem i walnąłem go w twarz.
Zdziwiony chłopak poleciał do tyłu i złapał się za swój krwawiący nos.
- Lepiej trzymaj się od niej z daleka - ostrzegłem go - jest o wiele za dobra dla ciebie.
Odszedłem kilka kroków w stronę męskiej przebieralni.
- A dla mnie o wiele bardziej za dobra - powiedziałem sam sobie, zanim zniknąłem za drzwiami, zostawiając osamotnionego, krwawiącego Luke'a.
~*~
*Laura*
Naprawdę musiało się rozpadać? Naprawdę w tym momencie, kiedy byłam oddalona od swojej ulicy o kilka kilometrów?! Cholera!
Ale był jeden plus - nikt nie widział, że płakałam. A płakałam. Biegłam w deszczu, boso, bo tenisówki się porwały, i płakałam. Nie mogłam powstrzymać łez. Ocierałam je, ale wciąż przybywały nowe. Czemu płakałam? Czemu jestem taka słaba?
A może on nie chciał, żebym wychodziła? Może jednak chciał, żebym została?
Pisnęłam krótko i wylądowałam na tyłku. To jest właśnie skutek nie patrzenia na drogę. Cała obolała wstałam i kuśtykając, zauważyłam znajomy budynek siłowni, w której dziś byłam z Ross'em. Nie dałam rady iść dalej i chciałam gdzieś usiąść, więc weszłam do środka. Już na wstępie usłyszałam krzyki, wrzaski i różne niepokojące dźwięki. Drżąc z zimna, usiadłam na drewnianym krześle. Otarłam bolącą nogę, która, jak się okazało, krwawiła. Szlag!
- Nigdzie nie pójdę! - usłyszałam znajomy głos - nie macie prawa! Zostawcie mnie!
Przez korytarz, na którym siedziałam, przeszło dwóch policjantów, trzymając mocno Ross'a, aby się nie wyrwał i nie uciekł z ich uścisku. Chłopak, widząc mnie, uspokoił się i zdziwił, a przyglądając się mi bardziej, posmutniał. Zdążył mi rzucić ostatnie spojrzenie, zanim umundurowani mężczyźni wyszli z budynku. Chciałam wiedzieć, co się stało.
Wbiegłam głębiej w budynek i przechodząc przez męską szatnię (zostałam nagrodzona gwizdami płci przeciwnej), znalazłam się w pomieszczeniu od boksu. Tylko tam wchodząc, zauważyłam pobite różne szklane przedmioty, teraz pozbawione jakiejkolwiek wartości i kształtu; na ziemi siedział Luke, mocno krwawił. Miał rozcięty łuk brwiowy, a jego policzek niebezpiecznie przybierał brunatnego koloru. Miał rozdrapane knykcie, z których ciekła krew.
- Co się stało? - spytałam zaniepokojona i podbiegłam do chłopaka, nie zważając na swój ból, i przyklęknęłam przy nim.
- Nic - odwrócił się w drugą stronę - zostaw mnie w spokoju.
- Jeśli sobie dobrze przypominam, to ty do mnie zarywałeś.
- Mogłaś mi powiedzieć, że jesteś dziewczyną Rossa - powiedział mi, udając oburzonego.
Przez chwile jego słowa w ogóle do mnie nie docierały.
- Co? Ross nie jest moim chłopakiem.
- To zabawne, bo kazał mi się od ciebie trzymać z daleka, a potem mnie pobił, kiedy powiedziałem, że chciałem być twoim przyjacielem.
Nie wierzyłam mu. Ross nie był taki. Luke mógł kłamać, chciał zdobyć moje współczucie i mnie zdobyć oraz chciał, żebym odrzuciła Ross'a i zostawiła go na lodzie.
- Nie gadaj głupot. Gdzie trzymacie bandaże i wodę utlenioną?
- Daj mi spokój - wyrwał swoje ramie z mojego uścisku.
- Gdzie są bandaże i woda utleniona? - spytałam wściekła tonem, którego nauczyłam się od Vanessy. Przydała mi się ta umiejętność, bo od razu wyglądał na przerażonego i pokazał mi miejsce trzymania tych rzeczy.
Cholernie mnie denerwował. Udawał wiecznie pokrzywdzonego, bo sprowokował Rossa, a ten mu oddał. Prawda? Powiedzcie, że tak było.
Gdy polałam jego brew wodą utlenioną, zaklął pod nosem. Deja vu.
- Lepiej?
Pokiwał niepewnie głową.
- Dzięki. I dla twojej wiadomości, nie gadałem głupot. Sam siebie nie mogłem pobić.
Wzruszyłam ramionami.
- Bić się o dziewczynę. Kretyni.
Adrenalina tak we mnie biła po tym wszystkim, że nawet już nie czułam bólu ani zimna. Było mi dobrze i nie musiałam się martwić o nic. Co z tego, że leciała mi krew? Piekło trochę, ale niedługo przestanie, taki układ rzeczy. Nagle poczułam, jak telefon drży w tylnej kieszeni moich spodenek. Wyjęłam komórkę i zaklęłam. Przez ekran biegła długa, głęboka rysa. Odebrałam rozmowę.
- Halo?
- Laura, chciałabyś przyjechać na komisariat? - w słuchawce usłyszałam roztrzęsiony głos Rydel - Ross się o ciebie martwi i chce cię zobaczyć.
- Jasne, spokojnie. Rydel, czy to coś poważnego?
Odchrząknęła i westchnęła głęboko.
- Pobił się z kimś i podobno wywalili go z pracy. Nie wiem, co ma piernik do wiatraka, skoro on pracuje w restauracji, znaleźli go w siłowni i od razu został zwolniony.
Co? Przecież Ross... O Boże, ale on namieszał.
- Rydel, on nie pracował w restauracji - powiedziałam wolno, bojąc się jej reakcji - on pracował jako trener boksu w tej siłowni.
Cisza po drugiej stronie. A potem nagle tę ciszę rozciął przeciągły świst i usłyszałam rozbicie kolejnej szklanej rzeczy.
- Oddzwonię - powiedziała jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej i nim zdążyłam zareagować, rozłączyła się.
~*~
*Rydel*
Jak on mógł? Wiedział, co się z tym wiąże. Wiedział, że jak będzie to robił, znowu stanie się agresywny. Teraz wszystko ułożyło się w całość. Zawsze po pracy wracał zmęczony i spocony, worek, który ze sobą nosił, chował u siebie w pokoju i nie chciał nikomu go pokazywać; nie miał zapisanego numeru jego "szefowej" z restauracji, chodził tam nieregularnie.
O cholera.
- Rydel, co się dzieje? - spytał mnie ojciec.
Spojrzałam na swojego pobitego brata siedzącego po drugiej stronie krat, potem na telefon, gdzie się wszystkiego dowiedziałam, a potem na rozbitą szklankę, którą stłukłam.
- On... Ross... O Boże... - jąkałam się.
- Delly, co jest? - spytał mnie Ell, tuląc mnie do siebie.
Wtuliłam się w niego. Nie liczył się teraz jakiś dziecinny zakład, potrzebowałam jego wsparcia.
- Ross pracował jako trener boksu - wypaliłam, a potem z cichym płaczem wtuliłam się jeszcze bardziej w ramię mojego narzeczonego.
Blondyn podniósł czujnie głowę.
- Co takiego? Kto ci to powiedział?
I wtedy zaczęło się piekło. Ojciec zaczął się drzeć i szarpać policjanta, który zatrzymywał go, aby nie mógł iść do Rossa i go udusić. Mama i ja płakałyśmy, Rocky z Rikerem próbowali uspokoić ojca, a Ryland głaskał mnie po ramieniu.
- Proszę się uspokoić! - usłyszałam gruby, męski głos - jeśli pan się nie uspokoi w tej chwili, pójdzie pan w kroki syna.
- Nie tak cię wychowałem! - krzyknął tata - jak mogłeś?! Wiedziałeś, czym to się może skończyć.
Nie doczekałam do końca kłótni, bo zemdlałam.
********************************
Dzień dobry, a raczej dobry wieczór wszystkim :3
Rozdział jakiś taki smutny i ponury, ale tylko na to miałam wenę. W następnym rozdziale ujawnią się kolejne tajemnice i znowu zadzwoni tajemniczy Jones... a raczej tajemnicza :D I nic już więcej nie powiem, bo wszystko wydam.
Dziękuję za motywujące komentarze i czekajcie cierpliwie na next'a.
Ze smutnym, a jednocześnie zdziwionym wyrazem twarzy wpatrywałem się w niewidzialny punkt na suficie. Nie mogłem pojąć, co się przed chwilą stało, a jeszcze bardziej tego, jak zareagowała. Wciąż brzmiały w mojej głowie jej słowa "Wybacz, Ross". Szczelnie zamknąłem oczy i próbowałem głęboko oddychać, chcąc jak najszybciej zapomnieć o moim rozczarowaniu.
Czuła dyskomfort. Nie była pewna, co teraz robi. Zaczęła oddawać pocałunki, ale nagle wszystko do niej dotarło i odsunęła się od chłopaka. Wciąż miała przyspieszony oddech i oparła swoje czoło o jego ramię.
- Co to właśnie było? - spytała - to nie powinno się wydarzyć, w ogóle.
- Ale Laura...
Nie dała mu nawet dojść do słowa.
- Pewnie teraz tego żałujesz - do jej oczu naszły łzy - zapomnijmy, Ross. Wybacz mi, Ross. Sądzę, że już muszę iść.
- Poczekaj - złapał ją za ramię - to było...
- Okropne, wiem - wyrwała ramię z jego uścisku - przepraszam, ale naprawdę myślę, że powinnam już się stąd ulotnić. To był instynkt - powtarzała sobie - to na pewno było z przemęczenia, prawda?
Nawet nie słuchając jego odpowiedzi, pokręciła przecząco głową.
- Do widzenia, Ross - powiedziała, zanim trzasnęła drzwiami od jego pokoju i szybkim, głośnym krokiem zbiegła na dół. Nawet nie zdążyła się pożegnać ze wszystkimi, jak zniknęła za zakrętem od domu. Biegła i chciała być jak najdalej od tego miejsca, od niego.
Co w ogóle ze mnie za facet? Nie potrafiłem jej przerwać i powiedzieć, że tego właśnie chciałem. Pragnąłem być bliżej niej. W ogóle, nigdy nie zrozumiem kobiet. Ona jest bardziej skomplikowana od Rydel!
Właśnie, mówiąc o niej.
- Ross! - wydarła się blondynka - co zrobiłeś tej dziewczynie?
Wpadła do jego pokoju jak strzała i wywaliła przy okazji kwiatka z doniczki, który stał na jego biurku.
- Uważam, że nic - nie miał ochoty na żadne rozmowy - nie zrozumieliśmy się w ogóle. Poza tym, Laura musiała szybko iść do domu, jej siostra ją potrzebowała.
- Kłamiesz - parsknęła i wysyłała w jego stronę gromy.
- A co chcesz wiedzieć? - warknął i podniósł się do pozycji siedzącej - że ją pocałowałem, bo chciałem, ale ona to źle odebrała i uważa, że nie chcę jej widzieć?! Że uważa, że tego nie chciałem, a to wszystko było z przemęczenia?! Jasne, nie zrozum mnie źle, ale mogłabyś widzieć coś więcej niż frajera, który podrywa wszystko, co się rusza, wliczając w to wiewiórki!
Najpierw jej oczy zrobiły się duże, a potem roześmiała się perliście i usiadła na jego biurku.
- Podrywałeś wiewiórki? Boże, Ross, jesteś strasznie głupi - wciąż się z niego perfidnie śmiała, a on nawet nie miał odwagi jej przerwać. Wydarł się tak głośno, że cały dom na pewno go słyszał i każdy miał z niego polewkę. Wstydził się wszystkiego, co tu zaszło.
Rydel się uspokoiła.
- Jeśli chcesz ją odzyskać, nawet w ramach tylko przyjaźni, musisz się postarać, a ja ci w tym niestety nie mogę pomóc. To musi być coś mega romantycznego i odjechanego, brat. Ona kocha romantyków.
- Skąd o tym wiesz?
- No cóż - zamachała nogami - ja zamiast podrywać wszystko, co się rusza, wliczając w to wiewiórki, słucham ludzi, którzy do nas przychodzą.
Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech i rzucił w nią poduszką.
Nie wiedziałem, jak mogę się zrelaksować. Wszędzie, gdzie było legalnie, miałem ochotę iść z NIĄ. A impreza odpadała, nie mogłem tam pójść. Jedynym wyjściem była siłownia, gdzie mogłem wyżyć swoją złość i przy okazji popracować, zarabiając dodatkowe kilka groszy.
Do plecaka wziąłem sportowe ubrania i zszedłem na dół.
- Idę się przejść - oznajmiłem rodzinie i zanim zdążyłem wyjść widziałem, jak siostra posyła w moją stronę serdeczny uśmiech - nie idę do niej - powiedziałem ostro i zamknąłem za sobą drzwi.
Mocno padało, momentalnie się zachmurzyło, jakby wszystko chciało odzwierciedlić mój nastrój. Szedłem szybkim krokiem w stronę swojej pracy, chciałem być tam jak najszybciej.
Już po kilku minutach minąłem biurko jakiejś sekretarki, nie wiem, po jakiego grzyba w siłowni sekretarka, ale podobno jest dobra w łóżku, dlatego tu pracuje i coś zarabia. Wolałbym o tym nie wiedzieć.
- Cześć, Ross, odstawiłeś księżniczkę do pałacu? - spytał mnie rozbawiony Luke.
- Cześć - burknąłem - tak, odstawiłem.
- Co, okazało się, że ma drugiego i bachorka i cię wystawiła? - wciąż ze mnie kpił.
- Zamknij się - rzuciłem - i tak wiem, że ją wcześniej spotkałeś i na nią lecisz.
- Skąd...? - zbladł.
- Gdy wychodziła, z jej kieszeni wypadł twój numer. Wątpię, żeby sama o niego poprosiła, bo na jej zaufanie trzeba zapracować.
- Łatwa jest - wzruszył ramionami, a ja nie wytrzymałem i walnąłem go w twarz.
Zdziwiony chłopak poleciał do tyłu i złapał się za swój krwawiący nos.
- Lepiej trzymaj się od niej z daleka - ostrzegłem go - jest o wiele za dobra dla ciebie.
Odszedłem kilka kroków w stronę męskiej przebieralni.
- A dla mnie o wiele bardziej za dobra - powiedziałem sam sobie, zanim zniknąłem za drzwiami, zostawiając osamotnionego, krwawiącego Luke'a.
~*~
*Laura*
Naprawdę musiało się rozpadać? Naprawdę w tym momencie, kiedy byłam oddalona od swojej ulicy o kilka kilometrów?! Cholera!
Ale był jeden plus - nikt nie widział, że płakałam. A płakałam. Biegłam w deszczu, boso, bo tenisówki się porwały, i płakałam. Nie mogłam powstrzymać łez. Ocierałam je, ale wciąż przybywały nowe. Czemu płakałam? Czemu jestem taka słaba?
A może on nie chciał, żebym wychodziła? Może jednak chciał, żebym została?
Pisnęłam krótko i wylądowałam na tyłku. To jest właśnie skutek nie patrzenia na drogę. Cała obolała wstałam i kuśtykając, zauważyłam znajomy budynek siłowni, w której dziś byłam z Ross'em. Nie dałam rady iść dalej i chciałam gdzieś usiąść, więc weszłam do środka. Już na wstępie usłyszałam krzyki, wrzaski i różne niepokojące dźwięki. Drżąc z zimna, usiadłam na drewnianym krześle. Otarłam bolącą nogę, która, jak się okazało, krwawiła. Szlag!
- Nigdzie nie pójdę! - usłyszałam znajomy głos - nie macie prawa! Zostawcie mnie!
Przez korytarz, na którym siedziałam, przeszło dwóch policjantów, trzymając mocno Ross'a, aby się nie wyrwał i nie uciekł z ich uścisku. Chłopak, widząc mnie, uspokoił się i zdziwił, a przyglądając się mi bardziej, posmutniał. Zdążył mi rzucić ostatnie spojrzenie, zanim umundurowani mężczyźni wyszli z budynku. Chciałam wiedzieć, co się stało.
Wbiegłam głębiej w budynek i przechodząc przez męską szatnię (zostałam nagrodzona gwizdami płci przeciwnej), znalazłam się w pomieszczeniu od boksu. Tylko tam wchodząc, zauważyłam pobite różne szklane przedmioty, teraz pozbawione jakiejkolwiek wartości i kształtu; na ziemi siedział Luke, mocno krwawił. Miał rozcięty łuk brwiowy, a jego policzek niebezpiecznie przybierał brunatnego koloru. Miał rozdrapane knykcie, z których ciekła krew.
- Co się stało? - spytałam zaniepokojona i podbiegłam do chłopaka, nie zważając na swój ból, i przyklęknęłam przy nim.
- Nic - odwrócił się w drugą stronę - zostaw mnie w spokoju.
- Jeśli sobie dobrze przypominam, to ty do mnie zarywałeś.
- Mogłaś mi powiedzieć, że jesteś dziewczyną Rossa - powiedział mi, udając oburzonego.
Przez chwile jego słowa w ogóle do mnie nie docierały.
- Co? Ross nie jest moim chłopakiem.
- To zabawne, bo kazał mi się od ciebie trzymać z daleka, a potem mnie pobił, kiedy powiedziałem, że chciałem być twoim przyjacielem.
Nie wierzyłam mu. Ross nie był taki. Luke mógł kłamać, chciał zdobyć moje współczucie i mnie zdobyć oraz chciał, żebym odrzuciła Ross'a i zostawiła go na lodzie.
- Nie gadaj głupot. Gdzie trzymacie bandaże i wodę utlenioną?
- Daj mi spokój - wyrwał swoje ramie z mojego uścisku.
- Gdzie są bandaże i woda utleniona? - spytałam wściekła tonem, którego nauczyłam się od Vanessy. Przydała mi się ta umiejętność, bo od razu wyglądał na przerażonego i pokazał mi miejsce trzymania tych rzeczy.
Cholernie mnie denerwował. Udawał wiecznie pokrzywdzonego, bo sprowokował Rossa, a ten mu oddał. Prawda? Powiedzcie, że tak było.
Gdy polałam jego brew wodą utlenioną, zaklął pod nosem. Deja vu.
- Lepiej?
Pokiwał niepewnie głową.
- Dzięki. I dla twojej wiadomości, nie gadałem głupot. Sam siebie nie mogłem pobić.
Wzruszyłam ramionami.
- Bić się o dziewczynę. Kretyni.
Adrenalina tak we mnie biła po tym wszystkim, że nawet już nie czułam bólu ani zimna. Było mi dobrze i nie musiałam się martwić o nic. Co z tego, że leciała mi krew? Piekło trochę, ale niedługo przestanie, taki układ rzeczy. Nagle poczułam, jak telefon drży w tylnej kieszeni moich spodenek. Wyjęłam komórkę i zaklęłam. Przez ekran biegła długa, głęboka rysa. Odebrałam rozmowę.
- Halo?
- Laura, chciałabyś przyjechać na komisariat? - w słuchawce usłyszałam roztrzęsiony głos Rydel - Ross się o ciebie martwi i chce cię zobaczyć.
- Jasne, spokojnie. Rydel, czy to coś poważnego?
Odchrząknęła i westchnęła głęboko.
- Pobił się z kimś i podobno wywalili go z pracy. Nie wiem, co ma piernik do wiatraka, skoro on pracuje w restauracji, znaleźli go w siłowni i od razu został zwolniony.
Co? Przecież Ross... O Boże, ale on namieszał.
- Rydel, on nie pracował w restauracji - powiedziałam wolno, bojąc się jej reakcji - on pracował jako trener boksu w tej siłowni.
Cisza po drugiej stronie. A potem nagle tę ciszę rozciął przeciągły świst i usłyszałam rozbicie kolejnej szklanej rzeczy.
- Oddzwonię - powiedziała jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej i nim zdążyłam zareagować, rozłączyła się.
~*~
*Rydel*
Jak on mógł? Wiedział, co się z tym wiąże. Wiedział, że jak będzie to robił, znowu stanie się agresywny. Teraz wszystko ułożyło się w całość. Zawsze po pracy wracał zmęczony i spocony, worek, który ze sobą nosił, chował u siebie w pokoju i nie chciał nikomu go pokazywać; nie miał zapisanego numeru jego "szefowej" z restauracji, chodził tam nieregularnie.
O cholera.
- Rydel, co się dzieje? - spytał mnie ojciec.
Spojrzałam na swojego pobitego brata siedzącego po drugiej stronie krat, potem na telefon, gdzie się wszystkiego dowiedziałam, a potem na rozbitą szklankę, którą stłukłam.
- On... Ross... O Boże... - jąkałam się.
- Delly, co jest? - spytał mnie Ell, tuląc mnie do siebie.
Wtuliłam się w niego. Nie liczył się teraz jakiś dziecinny zakład, potrzebowałam jego wsparcia.
- Ross pracował jako trener boksu - wypaliłam, a potem z cichym płaczem wtuliłam się jeszcze bardziej w ramię mojego narzeczonego.
Blondyn podniósł czujnie głowę.
- Co takiego? Kto ci to powiedział?
I wtedy zaczęło się piekło. Ojciec zaczął się drzeć i szarpać policjanta, który zatrzymywał go, aby nie mógł iść do Rossa i go udusić. Mama i ja płakałyśmy, Rocky z Rikerem próbowali uspokoić ojca, a Ryland głaskał mnie po ramieniu.
- Proszę się uspokoić! - usłyszałam gruby, męski głos - jeśli pan się nie uspokoi w tej chwili, pójdzie pan w kroki syna.
- Nie tak cię wychowałem! - krzyknął tata - jak mogłeś?! Wiedziałeś, czym to się może skończyć.
Nie doczekałam do końca kłótni, bo zemdlałam.
********************************
Dzień dobry, a raczej dobry wieczór wszystkim :3
Rozdział jakiś taki smutny i ponury, ale tylko na to miałam wenę. W następnym rozdziale ujawnią się kolejne tajemnice i znowu zadzwoni tajemniczy Jones... a raczej tajemnicza :D I nic już więcej nie powiem, bo wszystko wydam.
Dziękuję za motywujące komentarze i czekajcie cierpliwie na next'a.
Ś-W-I-E-T-N-Y rozdział ;33 <33
OdpowiedzUsuńBoski rozdział
OdpowiedzUsuńOboje myślą że ta druga osoba nie chciała tego pocałunku. ....Biedaki
OdpowiedzUsuń"Dzień dobry" jako powitanie po rozduoczającym serce rozdziale. Standard bloggerów.
OdpowiedzUsuńSo.
Skomentowałam niemal każdy rozdział, krótko, bo cierpię katusze przy chorobie.
Co ja tu mogę...
ROSS. DEBILU.
Tak. Ulżyło mi :')
http://r5-stories-by-sparrow.blogspot.com
Boski rozdział:D
OdpowiedzUsuńEkhem, te słowa kieruję do Ross'a:
JAK MOGŁEŚ JEJ NIE PRZERWAĆ?!
I w góle^.^
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Super!
OdpowiedzUsuńDawaj next!
Super. Ross kretynie mogłeś za nią pobiec.
OdpowiedzUsuńDawaj szybko nexta
Boski ♥ Bardzo smutny, ale ja nie mam dziś zbytnio nastroju i bardzo mi się podoba ;) Cudo *-* Jak Ross mógł nie zatrzymać Lau? Czekam na next i zapraszam:
OdpowiedzUsuńmydilemma-raura.blogspot.com - Ross jest nauczycielem historii, a Laura jego uczennicą. Czy uczucie, które ich połączy jest dozwolone w stosunkach uczeń-nauczyciel? Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania ♥
Niesamowity rozdział, mam ogromną nadzieję, że Lau pojawi się na komisariacie, że Ross się zmieni.
OdpowiedzUsuń***
Zapraszam na ósmy rozdział http://dancingcinderellastory.blogspot.com
Cudowny <3 Rauraa ♡ Oby byli razem :33
OdpowiedzUsuńAha i Rydel pytała "...co ma piernik do wiatraka..." prawda? A więc odpowiem na to pytanie :D Odpowiedź brzmi: Tyle samo liter xD haha. Wpadłam na to kiedy nasza wychowawczyni w 4-6 o to zapytała xD Haha xD
Czekam na Next ^_^