środa, 13 sierpnia 2014

13. Being a wo­man is a ter­ribly dif­fi­cult task, sin­ce it con­sis­ts prin­ci­pal­ly in dealing with men.

- Dobrze, dziewczęta - usłyszałam głos naszej trenerki od siatkówki - tak trzymać!
Gdy Jennifer, jedna z koleżanek z treningów odbiła do mnie piłkę, ja musiałam płynnym i zdecydowanym ruchem przebić ją na drugą stronę. To tak jak w szachach. Szukamy błędu przeciwnika, dziury w jego technice i jednocześnie staramy się zaatakować tak dobrze, aby zwyciężyć.
- Piłka meczowa dla dziewcząt - oznajmiła trenerka, a moja drużyna objęła się lekko, aby uczcić zdobyty punkt.
- Nie dadzą rady - zaszydziła Florence, nasza kapitanka.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pomachałam lekko do Ross'a, stojącego po drugiej stronie siatki. Kto by pomyślał, że Lynch specjalnie dla mnie zapisze się na siatkówkę? Chłopak odmachał mi.
Cofnęłam się na ostatnią linię, bo musiałam zaserwować. Odbiłam kilka razy piłkę. Abym tego nie schrzaniła. Abym tego nie schrzaniła. Podrzuciłam piłkę do góry i uderzyłam w nią z całej siły. Obiekt wylądował gdzieś pomiędzy mężczyznami i wygrałyśmy seta.
Nawet się nie obejrzałam, a zostałam porwana w wir uścisków. Dziewczyny piszczały, skakały i dusiły mnie z całej siły, jaką tylko posiadały w tych swoich ciałach.
- No i co? - spytała Flore - mówiliście, że jesteśmy słabsze od was! Macie za swoje! Yeah!
Florance była moją dobrą koleżanką. Poznałyśmy się lepiej, kiedy na treningu musiałyśmy odbijać w parach piłkę. Cooper uwielbia jazdę na koniu, zupełnie jak ja, oraz jazdę figurową. No i oczywiście siatkówkę. Była o wiele bardziej śmiała, odważniejsza, radosna i oczywiście ładniejsza ode mnie. To tylko moje zdanie, ale jakoś nigdy nie uważałam się za jakąś specjalnie przepiękną. Ludzie mi gadają, że głupieje, ale co tam.
- Koniec treningu na dziś!
Radosnym krokiem wyszłyśmy z sali gimnastycznej i poszłyśmy pod prysznice. Po zmyciu potu z ciała w ręczniku skierowałam się do wejścia do szatni. Tam spokojnie się przebrałam, a wilgotne włosy związałam w wysokiego kucyka. Gdy wychodziłam, już czekał na mnie Ross. Z uśmiechem na twarzy podskoczyłam i pocałowałam go w policzek, a potem ramię w ramię wyszliśmy ze szkoły.
- Jak dzień w szkole? - spytał, bawiąc się zamkiem od swojej bluzy.
- Wyśmienicie - uraczyłam go uroczym uśmiechem - chociaż nie wiem, czemu mnie się o to pytasz, skoro nie odstępowałeś mnie na krok. Chodzimy nawet do tej samej klasy, pacanie!
Dałam mu kuksańca w bok.
- Pacanie? - założył ręka na rękę - skoro jestem pacanem, to ja może już sobie pójdę, pacanie!
Przyspieszył kroku, a ja rozbawiona go dogoniłam i wskoczyłam mu na plecy. W ostatniej chwili mnie złapał pod udami, bo inaczej miałabym spotkanie z jakże naprawdę pociągającym chodnikiem.
- Tak, jesteś pacanem - potargałam mu włosy na głowie.
Co tu dużo mówić? Od kilku dni jestem z Ross'em wprost nierozłączna. W szkole siedzimy razem w ławce, na lunchu jemy razem. Siedzimy wtedy z Raini i Calumem. Rodriguez zaakceptowała Lynch'a i jakoś się dogadali, ale gorzej jest z Worthy'm. Chyba naprawdę wierzy w to, że Ross mógłby mnie przelecieć i zostawić, a on nie chce dla mnie źle. Czy coś w tym stylu...
Po szkole też chodzimy wszędzie razem. Ostatnio byliśmy na koncercie The Fooo, razem z Vanessą, Stephanie i Jacob'em. Chciałam jeszcze zaprosić Rydel, ale wyplątała się, bo mówiła, że ma mnóstwo ostatnio na głowie. Życzyła tylko dobrej zabawy, obdarzyła ciepłym uśmiechem i, co tu dużo mówić, wypchnęła za drzwi. Coś mi się wydaje, że cała ich rodzina ma zamiar mnie zeswatać z Ross'em. To już jakaś obsesja.
Z Rikerem też się nieźle dogadałam. Mimo, iż jest dyrektorem mojej szkoły, jest fajny i zupełnie zwariowany. Tak samo jak Rocky i Ellington! Najmniejszy kontakt miałam z Rylandem, którego nie było, kiedy byłam u nich w domu. I dzięki pysznemu obiadowi pani Lynch, przytyłam chyba z pięć kilo.
Dziękuję, kochana pani Stormie!
- Ja pacanem? A może popatrzyłabyś na siebie, co?
Ross zrobił obrażoną minę czteroletniego dziecka, który nie dostał wymarzonego prezentu pod choinkę. Roześmiałam się rozbawiona i zeskoczyłam z jego pleców, aby po chwili znaleźć się tuż obok. Poprawiłam jeszcze tylko pasek od torby, który dziś jakoś strasznie uwiera mnie w ramię, i mogliśmy spokojnie wrócić do swoich domów.
- Ja wciąż patrzę na siebie, ale większego pacana od ciebie chyba świat nie widział.
- Skończmy już z tymi pacanami, pacanie - powiedział.
- Dobrze, dobry pacanie.
Blondyn prychnął ze śmiechu i wziął mnie na ręce, aby po chwili kręcić nas wokół własnej osi. Śmiałam się w niebogłosy, a moja torba wylądowała na chodniku, gdzie po chwili leżałam obok, a Ross zawisł nade mną, podpierając się na rękach z boku mojej głowy. Patrzył prosto w moje oczy i miałam wrażenie, jakby chciał mnie pocałować.
- Ross, moje ubrania - wyszeptałam.
Oczywiście. Muszę zniszczyć każdą romantyczną chwilę w swoim życiu przez głupie zarazki.
- Tak, jasne - podniósł się i podał mi rękę, pomagając mi również wstać.
Otrzepałam się z brudu, podniosłam swój bagaż i znalazłam się bo chwili przy jego boku, patrząc uparcie na swoje buty, jakby to był siódmy cud świata.
Czułam się jak idiotka. Może dzięki niemu byłabym szczęśliwa. Może dzięki niemu zapomniałabym o Peterze i Elizabeth? Może dzięki niemu czułabym się jak księżniczka? Po cholerę jestem taką idiotką?
- Zjemy razem obiad? - zaproponowałam.
- Przepraszam, Laura - wyznał - jestem już umówiony z Jacobem.
- Och - zarumieniłam się, nawet nie wiedząc po co - no dobrze, trudno. Wiesz co, Ross? Ja już muszę lecieć. Spóźnię się... na spotkanie ze Stephanie! Tak, ze Stephanie - przyspieszyłam kroku i gadałam jak najęta, aby zagłuszyć głupie poczucie pustki i odrzucenia - do zobaczenia, Ross.
- Laura! - krzyczał za mną.
Przystanęłam na chwilę i pomachałam do niego, a potem znów zaczęłam szybko iść.
- Laura, nie możesz być z nią umówiona! Ona będzie z Jake'iem! - usłyszałam jeszcze, zanim kompletnie zniknęłam mu z punktu widzenia.

~*~

Ryczałam jak bóbr, zamknięta w swoich czterech ścianach. Zasłoniłam kompletnie rolety, zamknęłam drzwi na klucz i zakopałam się pod kołdrę. Nie przejmowałam się, że przez łzy będę miała mokrą pościel.
O co mi chodziło? Sama nawet nie wiem.
Wiedziałam tylko, że czułam się strasznie, kiedy Ross mi odmówił. Ale on tylko umówił się wcześniej ze swoim najlepszym przyjacielem! Jestem idiotką i koniec, kropka.
Najgorsze jest to, że jutro będę musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Znaczy, wszystko powinno być, ale wszystko też psuje moje ponure nastawienie i głupi punkt widzenia. Powinni chyba stwierdzić u mnie jakąś chorobę psychiczną. Powinnam się znaleźć w psychiatryku, definitywnie.
- Laura, otwieraj te pieprzone drzwi - warknęła Vanessa i walnęła zapewne otwartą dłonią w nie.
- Spadaj - odparłam i rzuciłam w nie kapciem, który leżał koło łóżka. Odbił się od drewnianej nawierzchni z dziwnym dźwiękiem i wylądował jakimś cudem w doniczce z kwiatkiem, stojącym trochę daleko.
- Wywarzam drzwi - ostrzegła.
Prychnęłam.
- Próbuj.
Mogłam jednak tego nie mówić. Usłyszałam cichy trzask, a potem głośne uderzenie czegoś w coś. Odkryłam kawałek głowy, aby móc zobaczyć, co się stało. Drzwi leżały w nienaruszonym stanie na ziemi, a do pokoju wparował Rocky z Vanessą.
- Rocky? Co ty tu robisz? - spytałam zdziwiona.
- Dostałem wiadomość od Nessy, że siedzisz struta w swoim zamkniętym pokoju po spotkaniu z moim młodszym braciszkiem. Coś ci zrobił?
Pokręciłam przecząco głową.
- Mam już po prostu zrytą psychikę i tyle - wzruszyłam ramionami i otarłam wilgotne jeszcze policzki wierzchem dłoni - to ty wyważyłeś drzwi?
- Zrobiliśmy to razem - odpowiedziała z dumą Van.
- Nie potrzebowałem jej pomocy - dał mojej siostrze kuksańca w bok - dobra, koniec. Ruszaj swoje cztery litery, zacna dziewojo, bo idziemy na lody.
- Ale...
- Bez dyskusji - uciął temat - Vanessa, dopilnuj, aby się ogarnęła.
Szatynka kiwnęła głową i wywaliła chłopaka z mojego pokoju.
- Wstawiacie mi nowe drzwi - powiedziałam.
- Ubieraj się - jęknęła siostra i popchnęła mnie w stronę garderoby.
Z miną obrażonej księżniczki wybrałam sobie krótkie jeansowe spodenki i szmaragdową bluzkę do łokcia. W łazience przebrałam się szybko, umyłam twarz zimną wodą i zaczęłam na nią nakładać krem, aby zakryć fioletowe sińce pod oczami. Potem jeszcze usta pomalowałam malinowym błyszczykiem, moim ulubionym zresztą, a oczy podkreśliłam czarną kredką. Gotowa wyszłam z pomieszczenia i odnalazłam wzrokiem Rocky'ego z moją siostrą siedzących na kanapie i rozmawiających o czymś z uwagą.
- Hej, idziemy już? Bo inaczej idę się położyć - podskoczyli na moje słowa.
- Tak, tak, za chwilę idziemy - odparła nieprzytomnie Vanessa.
Podeszłam do szuflady z lekami i wyjęłam jedną tabletkę na ból głowy. Z szafki wzięłam butelkę wody, dzięki której połknęłam lek i zwilżyłam swoje spierzchnięte usta.
- Idziemy - usłyszałam radosny głos chłopaka - lody czekają!

**

*Rydel*

Zmywałam naczynia po sobie, gdy samotnie zjadłam obiad. Wyjątkowo dziś nikogo nie było w domu. Ross poszedł na spotkanie z Jacobem i Stephanie, Rocky poszedł do sióstr Marano, Riker zostaje po godzinach w szkole, moi rodzice pojechali na jakąś firmową imprezę, a Ell musiał zostać dziś dłużej w firmie. Nie powiem, samotność mnie dołowała.
Nie wiedziałam, co mogę robić. Czułam się naprawdę dziwnie, gdy jako jedyna nie miałam pracy. Nawet Ryland dorabia sobie w sklepiku sportowym rodziców jego kolegi! Spojrzałam za okno. Słońce mocno grzało i nagle wpadłam na pomysł zapełnienia sobie samotności.
Z szafy wyciągnęłam kocyk i strój kąpielowy, a z półki zdjęłam książkę. Przebrałam się szybko w strój i zeszłam jeszcze do kuchni, aby zrobić sobie jakąś przekąskę. Z gotowym ekwipunkiem wyszłam do ogrodu. Na trawie rozłożyłam koc, położyłam się na słońcu na brzuchu i zaczęłam sobie czytać "Wichrowe wzgórza". I tak nie miałam lepszego pomysłu, więc czemu nie zrobić czegoś, co lubię.
Nie wiem, ile tam tak leżałam. Słońce przyjemnie grzało i opalało moją bladą skórę, co powodowało, że robiłam się śpiąca. Zasnęłam na tej kapie.
Wstałam gwałtownie, gdy poczułam na swoich gorących od słońca plecach lodowatą wodę. Warknęłam cicho na widok zadowolonych z siebie twarzy mojego narzeczonego i Rylanda.
- Już nie żyjecie - wysyczałam i zaczęłam biec za chłopakami.
Obaj śmieli się w niebo głosy i uciekali przed moją zemstą. Jaką ja miałam zemstę? Wzruszyłam ramionami i postanowiłam, że spontanicznie coś wymyślę.
Ellington na schodach się potknął i poleciał w dół. Uśmiechnęłam się złośliwie i usiadłam okrakiem na mężczyźnie mojego życia.
- I co mam z tobą zrobić? - teatralnie westchnęłam.
Uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, bądź oryginalna.
Prychnęłam.
- Zboczeniec - wstałam i podałam mu rękę, aby i mu pomóc wstać.
- I za to mnie kochasz - przytulił mnie do siebie, ale ja odsunęłam się od niego.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Od dziś przez tydzień będziesz spać na kanapie - powiedziałam.
- Rydel, co ty znowu wymyśliłaś?
- Kara to kara - wzruszyłam ramionami.
- Przez dzień?
Pokręciłam przecząco głową.
- Tydzień.
Machnął na mnie ręką.
- I tak nie wytrzymasz.
- A chcesz się założyć?

*****************

Dzień dobry kochani! Rozdział miał być wcześniej, ale zawsze, gdy miałam chwilę czasu coś dopisać, zaraz musiałam robić coś innego. Właśnie to takie wakacje...
Nie wiem, co jeszcze napisać. Dziękuję za 14 komentarzy pod poprzednim rozdziałem :3 To strasznie motywujące, naprawdę!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Czekajcie cierpliwie na następny rozdział :)


14 komentarzy:

  1. Będę pierwsza? Pierwsza będę! Chyba.
    To tak, jakoś nie mam humoru na długi komentarz, dlatego droga Olciu, rozdział śliczny, a ja czekam NIECIERPLIWIE na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, życzę weny i udanego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super chce raure!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Extra <33
    Życzę weny i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział!!! :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny ^^ Ciekawa jestem czy Delly wytrzyma ten tydzień, bez Ellingtona :D Okarze się :) Czekam na next i zapraszam na:
    http://laura-vanessa-r5-i-reszta.blogspot.com/2014/08/rozdzia-10.html
    http://raura-twoja-mama-jest-z-moim-tata.blogspot.com/2014/08/rozdzia-2-jest-caa-twoja.html :) Zapraszam o wbijania, czytania i komentowania. Jest też konkurs na tym pierwszym. To są blogi Pinki, ale ja w tym pierwszym jej pomagam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny rozdział :) <3 Jak będziesz miała trochę wolnego czasu, zapraszam do siebie:
    story-with-ross-lynch.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspniały rozdział!!! Czekam niecierpliwie na nexta!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zarąbisty rozdział, a do tego troszkę Raury^^
    Szkoda mi Lau, ale może Rocky z Lau hahahaha, wiem, wiem, bije mi:D

    OdpowiedzUsuń
  11. The Fooo :3 świetny rozdział! Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Długo mnie tu nie było. Dużo straciłam. Jak zapewne wiesz (lub nie) zawiesiłam bloga do końca września. No cóż życie... Ale powiem Ci, że przynajmniej wena wróciła i nadrabiam rozdział. Może nawet napiszę miniaturkę? Dobra dość. Podooba mi się. Ekscytuje mnie każdy bliższy stosunek XD. Jakoś trzeba się motywować c'nie? Cudowna notka. Biedna Laura, znam to (y). Na miejscu Delly dałabym Ellingtonowi gorszą karę! Czekam na next. Przepraszam, że dawno nie zaglądałam, ale wiesz... Dopiero teraz zaczynam ogarniać przed końcem wakacji ;o. Pozdrawiam,
    imaginary

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam całego twojego bloga i .... zakochałam się w nim <3. Świetna historia, Laura zakochała się w Ross'ie, ciekawe czy Ross w niej też :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ♥
    ***
    W wolnym czasie zapraszam do siebie ;) http://dancingcinderellastory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Oezus, dramaatyy!!!!
    ALE ELL ZAWSZE WYBAWIA ROZDZIAŁ Z OPRESJI.
    Czasem mam wrażenie, że taka jest jego rola w tych szyskich blogach :')

    OdpowiedzUsuń